Ciągnęli
go uparcie choć się zapierał nogami i rękami. W oddali widać już
było bramę raju. Im bardziej się zapierał, tym oni mocniej
ciągnęli. Ich skrzydła wydawały niepokojący szum. Białe szaty
lśniły odbijając blask bijący gdzieś zza wspaniałej złotej
bramy. Wszystko było piękne. Równą kamienną drogę otaczały
zielone klomby. Nigdzie nie było widać śmieci. Nawet małego
okruszka. Wietrzyk lekko owiewał ich twarze. Szumiały liście.
Wszechogarniające piękno wręcz paraliżowało. Było...
-
Nie chcę! - zachrypiał
-
Nie chcęęę! - krzyknął już wyraźniej
-
Cicho - odparł jeden z nich swoim melodyjnym głębokim głosem.
Spojrzał na niego krytycznie.
-
Ja naprawdę nie chcę. Wolę na dół. Tam mam kumpli, tam jest
wesoło! Kobiety, imprezy...
-
Daj spokój! - zdenerwował się drugi. W jego głosie, mimo całej
pozornej urody i delikatności zadźwięczała stal - Cichaj swołocz!
Zrobili cię na dole świętym? Cuda ogłaszają? Hagiografie piszą?
Skoro tak, to nie możesz się walać po piekle jak ostatnia łajza.
Siedź gdzie twoje miejsce i nie siej nam tu zgorszenia.