Pieśń
pierwsza
Miał
zgryzot niemiara
Patriarcha
Noe, ojciec trzech synów
-
Zbuduj arkę wielką - rzekł mu Pan
-
Po parze zwierząt każdego gatunku
do
niej zabierz, ziarno wszelkiej roślinności
Potem
sam wsiądziesz, i twoja żona, i twoi synowie
i
żony synów twoich
Ja
zaś potop ześlę niebawem
Pieśń
druga
Był
Noe posłuszny, więc zabrał się do dzieła
-
Panie mój, ale drzewa mi nie wystarcza
-
Poślij synów swoich w dalekie kraje
-
Niech kupią, niech ukradną, niech nawiozą.
-
Kraść mają, synowie moi?
-
Tu cel jest tak święty, że zezwalam
Trwało
to latami, ku zmartwieniu Noego
I
szyderstwom sąsiadów.
Wreszcie
stanęła arka według danych od Pana planów
Pieśń
trzecia
Miał
zgryzot niemiara
Patriarcha
Noe, ojciec trzech synów
-
Panie, zwierzęta żadną miarą się nie mieszczą
-
Za dużo ich jest
-
Jakże to? - zdziwił się Pan w swej wszechmocy
-
Nie da się ich upchnąć?
-
Nie mogę, nie potrafię, Panie mój!
Zapadła
cisza głucha i już nie było głosu z nieba
Przez
lat kilka
Pieśń
czwarta
Czekał
wierny Noe patriarcha rodu
Arka
zaś zaczęła nieco niszczeć
Wreszcie
odezwał się znów Pan do niego
-
Weź tyle par zwierząt, ile zdołasz
Resztę
załatwimy poprzez ewolucję
-
Cóż to takiego mój Panie?
-
Nie na Twój rozum to człecze, prochu marny
Wiedz
tyle Noe, że Jam jest Pan Twój Bóg Wszechmogący
Z
tych oto zwierząt co ocaleją wyprowadzę nowe gatunki
Pieśń
piąta
Nie
kończyły się zgryzoty ojca Noego
Załadunek
nie szedł zbyt sprawnie
Koza
zjadła sporo nasion, a tygrys kozę
Kot
gonił szczura, a koń zadeptał żuka
Żony
synów pokłóciły się o miejsce
Wnuki
rozrabiały, a synowie zaczęli szemrać
Wreszcie
wszyscy znaleźli się w arce
Wtedy
Pan w swej mądrości uznał
że
nie ma na co czekać i otworzył wodne podwoje
Pieśń
szósta
Wody
potopu zalały ziemię aż po szczyty gór
Tylko
nielicznym udało się uratować
Zaś
rodzina Noego była bezpieczna
Choć
trochę ściśnięta i poddana niewygodom
Nie
nadążała wyrzucać zwierzęcych ekskrementów
Bowiem
przerażone bestie wypróżniały się na potęgę
Deszcz padał dni czterdzieści
Potem
zaświeciło słońce, ale wody ciągle było dużo
Pieśń
siódma
Wreszcie
spadł poziom wód
Noe
wysyłał ptaki na zwiady
Te
wracały coraz później, aż wcale nie wróciły
Arka
jeszcze czas jakiś dryfowała
Wreszcie
osiadła na szczycie Ararat
Wytoczyli
się zmaltretowani jej załoganci
Zaś
zwierz wszelki ruszył w dół tratując się wzajemnie
Spadając
na łeb na szyję ze skał stromych
Pieśń
ósma
Gdy
się już wszystko uspokoiło
Rzekł
Pan do Noego
-
Nie frasuj się sługo, choć na jednego
Zasiedli
Pan i Noe przy kubkach wina
Kilku
aniołów mając do towarzystwa
Pili
bez umiaru, a Pan wychwalał
Swój
pomysł z ewolucją
Wreszcie
noga za nogą
Chwiejąc
się mocno
Wracał
Noe do domu i rozmyślał
-
Nic nie wiem o tej ewolucji
Niech
jeszcze Pan wymyśli ekologię
To
będę musiał wywozić szlam po potopie
Sprzątać
kości dinozaurów, które dla zmylenia porozrzucał
Szedł
tak zmartwiony i nie przewidział
Hańby
jaką zgotuje mu syn jego Cham
Lecz
to już nie należy do tej opowieści...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz