Kiedy
spada śnieg i wieje biały wiatr, samotny wilk umiera, ale stado
przeżyje.
George
R. R. Martin
Kurcze!
Kurcze! Kurcze, kurcze świeżo przyduszone i jeszcze ciepłe. Heh. W
niezłą kabałę się wpakowałem. Mama wilczyca zawsze mawiała, by
się nie spoufalać z chodzącymi na dwóch łapach. Każde porządne
i szanujące się zwierzę biega na czworakach. Tak jest i szybciej i
wygodniej. Jeśli jakieś utrudnia sobie życie, to jest z nim coś
nie tak. Poważnie nie tak. No, ale... mądrość pokoleń swoje, a
pusty brzuch swoje. Skusiły mnie te resztki, co mi je staruszka
zostawiała. Zresztą, tak naprawdę nie wiem czy były dla mnie.
Jednak od kiedy musiałem opuścić stado polowania stały się
trudne. Nie jest łatwo samodzielnie zagonić zwierzynę. Natomiast
łatwo wpaść wtedy na rogi takiego na przykład jelenia. Eh. Też
byście się skusili na resztki na moim miejscu. Czemu musiałem
opuścić stado? To w zasadzie nie jest istotne dla tej opowieści.
Niech wam wystarczy, że zawsze byłem trochę anarchistą, co pewnie
już wiecie, skoro stwierdziłem, że zaniedbałem słuchania rad
mamy wilczycy. Wróćmy jednak do naszej opowieści. Nie posłuży za
przestrogę dla wszystkich młodych i naiwnych wilków.
Tego
dnia wczułem jakieś nowe dziwne zapachy. Dobrze wiedziałem, jak
pachnie staruszka i jej jedzenie. To było coś innego. Złapałem
zapach młodej ludzkiej samicy i młodego ludzkiego samca. Ruszyłem
w ich stronę. Podkradłem się poprzez krzaki i zerknąłem. Na
ścieżce stała ta samica. Ubrana - nie wiem po co ludzie tyle
dziwnych rzeczy na siebie wkładają - w czerwony polar z kapturem,
spódniczkę mini i jakieś dziwne różowe buty. Brrr. Obok stał
dziwny samiec. Ten był ubrany na czarno. Miał coś co się
nazywało spodnie - jak w ogóle można w tym chodzić, nie mówiąc
już o sikaniu na drzewo - i coś... aha koszulę!
Oboje
wydawali dźwięki, które słyszałem już z daleka, choć nie do
końca rozumiałem. Czy ludzie nie potrafią normalnie warczeć i
wyć?
-
Masz pewność? - To samiec.
-
Tak, tylko muszę u niej trochę posiedzieć - to ona - Na pewno ma
kasę w tej dużej metalowej puszce. Udam, że zostaję na noc. Jak
już zaśnie, wymknę się i...
-
Dobrze, dobrze. Byle to za długo nie trwało. W nocy w lesie jest
zimno. Podobno są tu dzikie zwierzęta...
-
Zwierzęta... - parsknęła śmiechem - Boisz się złych wilków?
-
Eh... - machnął ręką
-
Dobra to ja idę do babci, a ty się gdzieś zadekuj. Wrócę w nocy.
Tylko się nie zgub...
Młoda
samica ruszyła w kierunku domu staruszki machając wesoło
koszyczkiem. Nie wszystko zrozumiałem i nie byłem pewny o co im
chodzi, ale na pewno chcieli zrobić coś złego staruszce. Wcale mi
się to nie podobało. Nie zostawia się bez pomocy kogoś, kto
regularnie cię żywi. Samiec przysiadł pod drzewem i chyba
przysnął, więc go tam zostawiłem i ruszyłem tropem samicy. Muszę
się niestety przyznać, że po kilku minutach uległem pokusie.
Wszystkiemu winny był ten cholerny zając. Jednak, czy można
zostawić zająca w spokoju? Przecież zdążę go chapnąć i potem
dotrzeć do chatki. Tak od razu nic złego się nie stanie... Nie
zastanawiałem się dłużej. Skoczyłem za zającem. Ten, rzecz
jasna, zaczął uciekać klucząc raz w lewo raz w prawo. Znałem ja
te ich sztuczki. Nie dałem się zwieść i po kilku minutach miałem
już pysk umazany w ciepłej krwi szaraka. Nic nie przebije dobrego
obiadku ze świeżo upolowanego mięska. Jak już pożarłem większą
część łupu zrobiłem się trochę senny. Krótka drzemka
regeneracyjna też nie zaszkodzi. Whach... hrrr... hrrr...
Gdy
się przebudziłem zmierzchało. Byłem zły na siebie. Zbytnio
zamarudziłem i nie wiadomo co w tym czasie mogło się stać.
Wstałem na łapy i pobiegłem w stronę chatki staruszki. Robiło
się coraz ciemniej. Z daleka zobaczyłem światło w oknie. Może
jeszcze nie było za późno? Podkradłem się cicho bliżej.
Wspiąłem się przednimi łapami na ścianę i zajrzałem przez okno
do środka. Staruszka i wnuczka siedziały przy stole. Chyba kończyły
kolację. Młoda samica coś tłumaczyła mocno wymachując rękami.
Stara słuchała jej, czasem kiwała głową potwierdzająco, a
czasem zaprzeczała.
Wreszcie
wstały od stołu. Babcia zabrała się za zmywanie naczyń, a
wnuczka włożyła takie małe kółeczka do uszu z długimi
sznurkami, które przywiązywały je do dziwnego małego pudełka,
(ale dziwni ci ludzie!) i zaczęła rytmicznie kiwać głową.
Wreszcie uściskały się na dobranoc i poszły spać. Zgasło
światło. Siedziałem cicho pod oknem i zacząłem się zastanawiać,
czy moje przeczucia nie były jednak błędne. Może nic się nie
stanie?
Wyspałem
się za dnia, więc teraz mogłem czuwać. My wilki często tak
robimy. Po dość długim - jak to ludzie określają - czasie,
wyczułem znajomy zapach. Po pewnym czasie usłyszałem też kroki i
szelesty. To zbliżał się ten młody samiec. Przyczaił się za
drzewem i na coś czekał. Później w oknie zabłysło słabe
światełko. Wnuczka skradała się po pokoju. Cicho, jak na
człowieka, podeszła do komody i zaczęła otwierać szuflady.
Zobaczyłem,
że samiec zbliża się w moim kierunku, więc szybko odskoczyłem w
mrok i obserwowałem co będzie dalej. Podszedł do okna i cicho w
nie zapukał. Wnuczka otworzyła okno i położyła palec na ustach:
-
Ciiii....
Został
na zewnątrz, a ona dalej przeszukiwała szuflady. Nagle rozbłysło
światło!
-
Co robisz! - w progu stała babcia. Widać było, że nie do końca
rozumie coś się dzieje. Wtedy młody samiec wskoczył do środka
przez otwarte okno i uderzył babcię w głowę czymś twardym, co
trzymał w łapie. Staruszka zachwiała się i upadła. Poczułem woń
krwi.
-
Coś ty zrobił! - krzyknęła młoda samica
-
Nooo... musiałem... - zaczął się jąkać
-
Co teraz będzie?
Trudno
było mi ich słuchać. Zapach krwi uderzał w nozdrza. Dobrze, że
niedawno jadłem, bo chyba bym nie wytrzymał.
-
Trzeba ją stąd zabrać - zawyrokowało któreś z nich, przez ten
zapach nie byłem pewny które.
-
Wywleczemy ją na dwór i ukryjemy z dala od domu. Minie sporo czasu
nim znajdą ciało - stwierdził samiec.
-
Może żyje? - zasugerowała nieśmiało samica - Co ja powiem w
domu?
-
Powierz, że byłaś i babci i jak wychodziłaś zostawiłaś ją
całkiem zdrową...
Moje
wyczulone uszy usłyszały cichy jęk. Więc staruszka żyła.
Obawiałem się, że mogą ją dobić. Nie czekałem dłużej.
Nadszedł czas działania. Wskoczyłem przez okno do pokoju.
Przewróciłem samca. Stanąłem przed babcią, by ją chronić i
zawarczałem. Cofnęli się przestraszeni. Wówczas usłyszałem coś
dziwnego. Wyczułem zapach jeszcze jednego człowieka... Przez okno
spojrzał do środka leśniczy. Tak, to ten co ma chronić zwierzęta,
ale różnie mu to wychodzi. Zawarczałem znowu, bo nie wiedziałem
jakie ma zamiary względem babci. Wtedy oboje młodych zaczęło się
przekrzykiwać:
-
Ratunku! Wilk zaatakował babcię! Pomocy!
Zobaczyłem
długą rurę skierowaną prosto we mnie. Dobrze wiedziałem co to
jest. Rozległ się huk i poczułem palący ból w boku. Już
umierając zdziwiłem się absurdalnością całej sytuacji. Właśnie
uratowałem babcię, by mogła mnie dalej żywić. Jednocześnie
dostałem kulkę i tak już pożytku z tego żywienia nie będę
miał. Taki los wilka! Może jakiś inny mój pobratymiec
skorzysta...
Jak widać nie wolno wierzyć w bajki, które nam się opowiada, bo wszystko zależy od punktu widzenia :)
OdpowiedzUsuń