sobota, 9 listopada 2019

Według wilka


Kiedy spada śnieg i wieje biały wiatr, samotny wilk umiera, ale stado przeżyje.
George R. R. Martin

Kurcze! Kurcze! Kurcze, kurcze świeżo przyduszone i jeszcze ciepłe. Heh. W niezłą kabałę się wpakowałem. Mama wilczyca zawsze mawiała, by się nie spoufalać z chodzącymi na dwóch łapach. Każde porządne i szanujące się zwierzę biega na czworakach. Tak jest i szybciej i wygodniej. Jeśli jakieś utrudnia sobie życie, to jest z nim coś nie tak. Poważnie nie tak. No, ale... mądrość pokoleń swoje, a pusty brzuch swoje. Skusiły mnie te resztki, co mi je staruszka zostawiała. Zresztą, tak naprawdę nie wiem czy były dla mnie. Jednak od kiedy musiałem opuścić stado polowania stały się trudne. Nie jest łatwo samodzielnie zagonić zwierzynę. Natomiast łatwo wpaść wtedy na rogi takiego na przykład jelenia. Eh. Też byście się skusili na resztki na moim miejscu. Czemu musiałem opuścić stado? To w zasadzie nie jest istotne dla tej opowieści. Niech wam wystarczy, że zawsze byłem trochę anarchistą, co pewnie już wiecie, skoro stwierdziłem, że zaniedbałem słuchania rad mamy wilczycy. Wróćmy jednak do naszej opowieści. Nie posłuży za przestrogę dla wszystkich młodych i naiwnych wilków.

Tego dnia wczułem jakieś nowe dziwne zapachy. Dobrze wiedziałem, jak pachnie staruszka i jej jedzenie. To było coś innego. Złapałem zapach młodej ludzkiej samicy i młodego ludzkiego samca. Ruszyłem w ich stronę. Podkradłem się poprzez krzaki i zerknąłem. Na ścieżce stała ta samica. Ubrana - nie wiem po co ludzie tyle dziwnych rzeczy na siebie wkładają - w czerwony polar z kapturem, spódniczkę mini i jakieś dziwne różowe buty. Brrr. Obok stał dziwny samiec. Ten był ubrany na czarno. Miał coś co się nazywało spodnie - jak w ogóle można w tym chodzić, nie mówiąc już o sikaniu na drzewo - i coś... aha koszulę!


Oboje wydawali dźwięki, które słyszałem już z daleka, choć nie do końca rozumiałem. Czy ludzie nie potrafią normalnie warczeć i wyć?
- Masz pewność? - To samiec.
- Tak, tylko muszę u niej trochę posiedzieć - to ona - Na pewno ma kasę w tej dużej metalowej puszce. Udam, że zostaję na noc. Jak już zaśnie, wymknę się i...
- Dobrze, dobrze. Byle to za długo nie trwało. W nocy w lesie jest zimno. Podobno są tu dzikie zwierzęta...
- Zwierzęta... - parsknęła śmiechem - Boisz się złych wilków?
- Eh... - machnął ręką
- Dobra to ja idę do babci, a ty się gdzieś zadekuj. Wrócę w nocy. Tylko się nie zgub...
Młoda samica ruszyła w kierunku domu staruszki machając wesoło koszyczkiem. Nie wszystko zrozumiałem i nie byłem pewny o co im chodzi, ale na pewno chcieli zrobić coś złego staruszce. Wcale mi się to nie podobało. Nie zostawia się bez pomocy kogoś, kto regularnie cię żywi. Samiec przysiadł pod drzewem i chyba przysnął, więc go tam zostawiłem i ruszyłem tropem samicy. Muszę się niestety przyznać, że po kilku minutach uległem pokusie. Wszystkiemu winny był ten cholerny zając. Jednak, czy można zostawić zająca w spokoju? Przecież zdążę go chapnąć i potem dotrzeć do chatki. Tak od razu nic złego się nie stanie... Nie zastanawiałem się dłużej. Skoczyłem za zającem. Ten, rzecz jasna, zaczął uciekać klucząc raz w lewo raz w prawo. Znałem ja te ich sztuczki. Nie dałem się zwieść i po kilku minutach miałem już pysk umazany w ciepłej krwi szaraka. Nic nie przebije dobrego obiadku ze świeżo upolowanego mięska. Jak już pożarłem większą część łupu zrobiłem się trochę senny. Krótka drzemka regeneracyjna też nie zaszkodzi. Whach... hrrr... hrrr...


Gdy się przebudziłem zmierzchało. Byłem zły na siebie. Zbytnio zamarudziłem i nie wiadomo co w tym czasie mogło się stać. Wstałem na łapy i pobiegłem w stronę chatki staruszki. Robiło się coraz ciemniej. Z daleka zobaczyłem światło w oknie. Może jeszcze nie było za późno? Podkradłem się cicho bliżej. Wspiąłem się przednimi łapami na ścianę i zajrzałem przez okno do środka. Staruszka i wnuczka siedziały przy stole. Chyba kończyły kolację. Młoda samica coś tłumaczyła mocno wymachując rękami. Stara słuchała jej, czasem kiwała głową potwierdzająco, a czasem zaprzeczała.
Wreszcie wstały od stołu. Babcia zabrała się za zmywanie naczyń, a wnuczka włożyła takie małe kółeczka do uszu z długimi sznurkami, które przywiązywały je do dziwnego małego pudełka, (ale dziwni ci ludzie!) i zaczęła rytmicznie kiwać głową. Wreszcie uściskały się na dobranoc i poszły spać. Zgasło światło. Siedziałem cicho pod oknem i zacząłem się zastanawiać, czy moje przeczucia nie były jednak błędne. Może nic się nie stanie?
Wyspałem się za dnia, więc teraz mogłem czuwać. My wilki często tak robimy. Po dość długim - jak to ludzie określają - czasie, wyczułem znajomy zapach. Po pewnym czasie usłyszałem też kroki i szelesty. To zbliżał się ten młody samiec. Przyczaił się za drzewem i na coś czekał. Później w oknie zabłysło słabe światełko. Wnuczka skradała się po pokoju. Cicho, jak na człowieka, podeszła do komody i zaczęła otwierać szuflady.
Zobaczyłem, że samiec zbliża się w moim kierunku, więc szybko odskoczyłem w mrok i obserwowałem co będzie dalej. Podszedł do okna i cicho w nie zapukał. Wnuczka otworzyła okno i położyła palec na ustach:
- Ciiii....
Został na zewnątrz, a ona dalej przeszukiwała szuflady. Nagle rozbłysło światło!
- Co robisz! - w progu stała babcia. Widać było, że nie do końca rozumie coś się dzieje. Wtedy młody samiec wskoczył do środka przez otwarte okno i uderzył babcię w głowę czymś twardym, co trzymał w łapie. Staruszka zachwiała się i upadła. Poczułem woń krwi.
- Coś ty zrobił! - krzyknęła młoda samica
- Nooo... musiałem... - zaczął się jąkać
- Co teraz będzie?
Trudno było mi ich słuchać. Zapach krwi uderzał w nozdrza. Dobrze, że niedawno jadłem, bo chyba bym nie wytrzymał.
- Trzeba ją stąd zabrać - zawyrokowało któreś z nich, przez ten zapach nie byłem pewny które.
- Wywleczemy ją na dwór i ukryjemy z dala od domu. Minie sporo czasu nim znajdą ciało - stwierdził samiec.
- Może żyje? - zasugerowała nieśmiało samica - Co ja powiem w domu?
- Powierz, że byłaś i babci i jak wychodziłaś zostawiłaś ją całkiem zdrową...
Moje wyczulone uszy usłyszały cichy jęk. Więc staruszka żyła. Obawiałem się, że mogą ją dobić. Nie czekałem dłużej. Nadszedł czas działania. Wskoczyłem przez okno do pokoju. Przewróciłem samca. Stanąłem przed babcią, by ją chronić i zawarczałem. Cofnęli się przestraszeni. Wówczas usłyszałem coś dziwnego. Wyczułem zapach jeszcze jednego człowieka... Przez okno spojrzał do środka leśniczy. Tak, to ten co ma chronić zwierzęta, ale różnie mu to wychodzi. Zawarczałem znowu, bo nie wiedziałem jakie ma zamiary względem babci. Wtedy oboje młodych zaczęło się przekrzykiwać:
- Ratunku! Wilk zaatakował babcię! Pomocy!
Zobaczyłem długą rurę skierowaną prosto we mnie. Dobrze wiedziałem co to jest. Rozległ się huk i poczułem palący ból w boku. Już umierając zdziwiłem się absurdalnością całej sytuacji. Właśnie uratowałem babcię, by mogła mnie dalej żywić. Jednocześnie dostałem kulkę i tak już pożytku z tego żywienia nie będę miał. Taki los wilka! Może jakiś inny mój pobratymiec skorzysta...

1 komentarz:

  1. Jak widać nie wolno wierzyć w bajki, które nam się opowiada, bo wszystko zależy od punktu widzenia :)

    OdpowiedzUsuń