sobota, 4 sierpnia 2018

Czarownica i święty cz. 5


Ognisko powoli dogasało. Uczestnicy tej długiej konwersacji powoli przysypiali. Nie wiedzieli, że na zewnątrz niebo rozjaśnia powoli wschodzące słońce. Weronka zasnęła skulona tuż przy ogniu. Pelagiusz chrapał w swoim kącie, do którego się w pewnym momencie wycofał. Jedynie niedźwiedź jeszcze ostatkiem sił próbował wylizywać swój kubek, ale i jego w końcu opuściły siły. Oparł pysk na łapach, zamruczał i zasnął. Mężczyzna w czerni popatrzył na nich swymi oczami bez wyrazu. Na chwilę zatrzymał wzrok na pielgrzymie.

- Naiwny człowieku. Gdybym faktycznie potrzebował ludzkich dusz, to mógłbym za twoją dać ci więcej niż twój Bóg, choć nigdy byś mi w to nie uwierzył. Daremnie się trudzisz, choć pewnie uważasz, że to szlachetne. - wstał i ruszył w kierunku wyjścia. Uważał, że zrobił co do niego należało. Wkrótce równowaga powinna zostać przywrócona.

Do spotkania doszło na małej polanie. Prócz Eleonory i Izabeli było tam kilka innych czarownic. Wiedziały, czuły to mocno, że wkrótce nadejdzie. Tak się też stało. Wysoka blondynka w dziwnej krótkiej sukience szła spokojnie ku nim. Na jej ustach gościł uśmiech, jednak w tym uśmiechu nie było radości. Raczej złośliwe szyderstwo. Stanęła przed nimi i spojrzała na Eleonorę.
- Naprawdę mnie nie poznajesz? - usta kobiety wykrzywiły się w nieprzyjemnym grymasie. Nagle jej ładna twarz zmieniła się w coś zupełnie przeciwnego. Trwało to tylko chwilę, ale zrobiło na patrzących straszne wrażenie.
- Porzuciłaś mnie i zapomniałaś? - prychnęła - Popatrzcie na tę kobietę bez skazy. Wzór cnót macierzyńskich...
- Marlena...? - głos Eleonory załamał się. Stała niepewnie i patrzyła na dziewczynę. Czuła jakby ktoś młotem uderzył ja w głowę - Przecież ty spłonęłaś!

Cały dom stał już w płomieniach. Ściany niebezpiecznie trzeszczały, co oznaczało, że niebawem runą. Pokój wypełnił się dymem i dziewczynka o blond włosach i niebieskich oczach oddychała z coraz większym trudem. Z jej oczu płynęły łzy i rozpaczliwie starała się zaczerpnąć każdy kolejny haust powietrza. Gdzie była jej mama? Teraz, gdy najbardziej jej potrzebowała. Gdy potrzebowała ratunku!
Wszędzie otaczał ją ogień. Nie potrafiła się ruszyć ze strachu. Zresztą nie było gdzie iść czy biec. Od drzwi oddzielała ją ściana ognia, a okna były zbyt wysoko, by udało jej się przez nie wydostać. Zresztą i przy nich szalały już płomienie. Panika w jej sercu narastała. Nie do końca wiedziała czym jest śmierć, ale na pewno nie chciała umierać. Bała się bólu. Nagle je zauważyła. Dziwne postacie pojawiły się pośród płomieni. Ogień nie robił im krzywdy. Wydawało się wręcz, że same płoną jakimś wewnętrznym blaskiem. Ich dziwne lekko parzące ręce chwyciły ją i bezpiecznie przeniosły przez płomienie. Już na zewnątrz zauważyła straszne płonące czerwienią oczy. Trzy tajemnicze i przerażające kobiety patrzyły na nią z ciekawością. Nie wiedziała, czy powinna im dziękować, czy raczej teraz ich się bać.
- Zabierzemy ją! - zdecydowała jedna - To będzie najlepsza zemsta, gdy my ją wychowamy...


- Byłam pewna, że wtedy spłonęłaś. Nie został żaden ślad. Na początku nawet próbowałam cię szukać. Potem długo nie mogłam się pozbierać...
- Twój czarny przyjaciel nic ci nie powiedział? - spytała ironicznie Marlena.
- Nie, bo wtedy go jeszcze nie znałam. Potem nie pytałam...
- Potem nie pytałaś! - głos dziewczyny ociekał sarkazmem - Widzisz ile byłam dla ciebie warta. Jak bardzo ważna, skoro nigdy nie zapytałaś...
- Byłam pewna, że nie żyjesz. Wiele lat walczyłam z furiami. Większość wytępiłam. Nie widziałam, że moje dziecko za to zapłaci...
- Nie jestem twoim dzieckiem?! - przerwała gwałtownie - Już nie! Jestem ich dzieckiem. Wiesz czym było wychowywanie przez furie? To był tylko początek - zaśmiała się głucho - Potem poznałam jeszcze wiele innych rzeczy. Pewnie uznałabyś je za straszne, za okropne... Pewnie takie były. Większości z nich nie jesteś w stanie sobie wyobrazić ani nawet nazwać. Teraz zobaczysz efekty tego co przeżyłam.
- Chcesz się mścić na mnie? - w głosie Eleonory zabrzmiało niedowierzanie - To zabij mnie, jeśli to ma jakoś pomóc. Tylko nie mścij się na całym kraju.
- Tak? Bo co? Kto mnie powstrzyma? Nie chodzi tylko o zemstę. Nic nie rozumiesz...
- To o co?


- O przekroczenie granic, o staniu się potęgą, o staniu się boginią jak starożytne...
- Przestań! - krzyknęła wstrząśnięta Eleonora. Dopiero teraz wszystko zrozumiała. Inne czarownice nie wiedziały o co chodzi. Wiedza o tym, jak zagarnąć wielką potęgę i stać się boginią została zagrzebana w pomroce dziejów. Burzyła wszelki porządek i była bardzo niebezpieczna. Dlatego wiedziały o tym tylko najstarsze, a nawet one nie wiedziały wszystkiego i nie wiedziały jak osiągnąć ten stan. Eleonora też nie widziała i nigdy nie chciała się dowiadywać. Jako jedna z nielicznych osiągnęła nieprzeciętną długowieczność, ale były rzeczy, po które nigdy nie chciała sięgać. Kosztowały zbyt dużo.
- Zrobię to, bo mogę! - powiedziała z dumą Marlena lekko wydymając usta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz