Biskup
praktycznie bez zapowiedzi wtargnął do komnat króla. Był
człowiekiem czynu i nigdy za bardzo nie przejmował się etykietą.
Uważał, że nagłe wydarzenia upoważniają go do takiego
zachowania. W kraju narastała groza, coś dziwnego się działo i
nikt dokładnie nie wiedział co ani też jaka jest tego stanu rzeczy
przyczyna. Aleksander jak zwykle stanął przed monarchą w lekkim
napierśniku, skórzanych spodniach i ciężkich butach. U jego boku
wisiał miecz. Biskup uważał, że wystarczy, iż szaty duchowne
nosi w czasie nabożeństw. Poza świątynią na niewiele się
przydawały. Być może jakiś inny klecha byłby przez to śmieszny
albo mniej szanowany, ale nie on. Jego autorytet był
niepodważalny.
-
Panie wybacz to nagłe wtargnięcie...
-
Tak, tak - mruknął Konrad - Ciebie, drogi biskupie ani straż ani
służba zatrzymać nie potrafią. Wiem nawet z czym przychodzisz...
-
Wiesz? - wykrzyknął biskup niepomny na zasadę, że władcy się
nie przerywa. Na szczęście król był człowiekiem dość
tolerancyjnym. Szczególnie wobec tych, którym z powodu prestiżu i
koneksji i tak nie mógł nic zrobić.
-
Trudno nie wiedzieć, gdy cały kraj wrze. Dopiero co kilka miesięcy
temu uniknęliśmy najazdu, a teraz jakiś dziwne zjawiska.
-
To czarownice najjaśniejszy panie. Jestem tego pewny. Już dawno
należało je wytępić.
Konrad
nie mógł się przyznać wprost do tego, że wszak tron zyskał
dzięki czarownicom. Wielu o tym wiedziało - ci którzy wtedy byli
na zamku - ale jakoś dziwnym trafem ci ludzie nie mówili o tym zbyt
często. Nikt jakoś nie wygadał się w karczmie przy kuflu piwa,
ani nie opowiadał krewnym i znajomym. Nikt nie chwalił się przed
sprzedajnymi dziewkami ani szacownymi żonami. Król podejrzewał, że
głównym czynnikiem zapewniającym milczenie był strach przed
czarownicami. Sam nie wiedział co o nich myśleć. Czy miał być
wdzięczny, czy też raczej jak inni się bać. Może miał je
podziwiać? Pewnie do pewnego stopnia podziw zagościł w jego sercu
obok lekkiego odruchu wdzięczności. Jednak nie chciał się do tego
przyznawać przed sobą, a już na pewno nie przed biskupem. Zresztą
ta wdzięczność też miała posmak enigmatyczny, bo czyż
rzeczywiście chciał zostać królem? Póki co przysparzało to
tylko zmartwień i wymagało podejmowania niewygodnych decyzji.
-
Panie - biskup nie wytrzymał przedłużającego się milczenia -
Jeśli rozkażesz, mogę się tym zająć. Wyłapiemy je, osądzimy i
spalimy na stosie.
-
Nie, drogi biskupie - powiedział powoli Konrad akcentując każde
słowo - Nie wiemy z czym mamy do czynienia i rozpoczynanie nowej
wojny z czarownicami może sprawić, że będziemy walczyć z dwoma
różnymi wrogami na raz. Jesteś nie tylko duchownym, ale też
strategiem, więc wiesz, że walka na dwu frontach nigdy nie jest
korzystna.
Twarz
biskupa zachmurzyła się, więc Konrad dodał szybko:
-
Oczywiście problemem czarownic też się zajmiemy, ale w swoim
czasie - miał przy tym nadzieję, że czas ten nigdy nie nadejdzie.
Nie chciał robić sobie wrogów z czarownic, ale też nie mógł
zrobić sobie wroga z biskupa. Nikt też nie wiedział, jak dla
państwa i samego króla skończyłoby się starcie z tymi
nieobliczalnymi kobietami.
Od
dłuższego czasu czuła, że coś dziwnego się dzieje. Już
wcześniej docierały do niej plotki i pogłoski, ale dopiero teraz z
relacji Izabeli dowiedziała się o powadze i grozie sytuacji.
-
Wiec co to jest? - zapytała wstrząśnięta Izabela, gdy skończyła
swoją relację o strasznych rzeczach, jakie działy się w okolicy.
-
Nie wiem - powiedziała z wahaniem Eleonora - To magia starsza niż
wszystko co znam. I niestety o wiele potężniejsza.
-
To może chociaż wiesz po co to robi? Czego ona chce? Ta, która za
tym stoi. Podobno to jakaś potężna czarownica...
-
Czas się dowiedzieć czego chce - odparła Eleonora z dziwnym
poczuciem, że może ją ta wiedza kosztować dużo więcej niż
przypuszcza. Walczyła już niejeden raz z silnymi przeciwniczkami i
przeciwnikami, ale czy ktoś z nich prezentował aż taki poziom
mocy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz