środa, 1 sierpnia 2018

Czarownica i święty cz. 4


Biskup praktycznie bez zapowiedzi wtargnął do komnat króla. Był człowiekiem czynu i nigdy za bardzo nie przejmował się etykietą. Uważał, że nagłe wydarzenia upoważniają go do takiego zachowania. W kraju narastała groza, coś dziwnego się działo i nikt dokładnie nie wiedział co ani też jaka jest tego stanu rzeczy przyczyna. Aleksander jak zwykle stanął przed monarchą w lekkim napierśniku, skórzanych spodniach i ciężkich butach. U jego boku wisiał miecz. Biskup uważał, że wystarczy, iż szaty duchowne nosi w czasie nabożeństw. Poza świątynią na niewiele się przydawały. Być może jakiś inny klecha byłby przez to śmieszny albo mniej szanowany, ale nie on. Jego autorytet był niepodważalny.

- Panie wybacz to nagłe wtargnięcie...
- Tak, tak - mruknął Konrad - Ciebie, drogi biskupie ani straż ani służba zatrzymać nie potrafią. Wiem nawet z czym przychodzisz...
- Wiesz? - wykrzyknął biskup niepomny na zasadę, że władcy się nie przerywa. Na szczęście król był człowiekiem dość tolerancyjnym. Szczególnie wobec tych, którym z powodu prestiżu i koneksji i tak nie mógł nic zrobić.
- Trudno nie wiedzieć, gdy cały kraj wrze. Dopiero co kilka miesięcy temu uniknęliśmy najazdu, a teraz jakiś dziwne zjawiska.
- To czarownice najjaśniejszy panie. Jestem tego pewny. Już dawno należało je wytępić.
Konrad nie mógł się przyznać wprost do tego, że wszak tron zyskał dzięki czarownicom. Wielu o tym wiedziało - ci którzy wtedy byli na zamku - ale jakoś dziwnym trafem ci ludzie nie mówili o tym zbyt często. Nikt jakoś nie wygadał się w karczmie przy kuflu piwa, ani nie opowiadał krewnym i znajomym. Nikt nie chwalił się przed sprzedajnymi dziewkami ani szacownymi żonami. Król podejrzewał, że głównym czynnikiem zapewniającym milczenie był strach przed czarownicami. Sam nie wiedział co o nich myśleć. Czy miał być wdzięczny, czy też raczej jak inni się bać. Może miał je podziwiać? Pewnie do pewnego stopnia podziw zagościł w jego sercu obok lekkiego odruchu wdzięczności. Jednak nie chciał się do tego przyznawać przed sobą, a już na pewno nie przed biskupem. Zresztą ta wdzięczność też miała posmak enigmatyczny, bo czyż rzeczywiście chciał zostać królem? Póki co przysparzało to tylko zmartwień i wymagało podejmowania niewygodnych decyzji.
- Panie - biskup nie wytrzymał przedłużającego się milczenia - Jeśli rozkażesz, mogę się tym zająć. Wyłapiemy je, osądzimy i spalimy na stosie.
- Nie, drogi biskupie - powiedział powoli Konrad akcentując każde słowo - Nie wiemy z czym mamy do czynienia i rozpoczynanie nowej wojny z czarownicami może sprawić, że będziemy walczyć z dwoma różnymi wrogami na raz. Jesteś nie tylko duchownym, ale też strategiem, więc wiesz, że walka na dwu frontach nigdy nie jest korzystna.
Twarz biskupa zachmurzyła się, więc Konrad dodał szybko:
- Oczywiście problemem czarownic też się zajmiemy, ale w swoim czasie - miał przy tym nadzieję, że czas ten nigdy nie nadejdzie. Nie chciał robić sobie wrogów z czarownic, ale też nie mógł zrobić sobie wroga z biskupa. Nikt też nie wiedział, jak dla państwa i samego króla skończyłoby się starcie z tymi nieobliczalnymi kobietami.


Od dłuższego czasu czuła, że coś dziwnego się dzieje. Już wcześniej docierały do niej plotki i pogłoski, ale dopiero teraz z relacji Izabeli dowiedziała się o powadze i grozie sytuacji.
- Wiec co to jest? - zapytała wstrząśnięta Izabela, gdy skończyła swoją relację o strasznych rzeczach, jakie działy się w okolicy.
- Nie wiem - powiedziała z wahaniem Eleonora - To magia starsza niż wszystko co znam. I niestety o wiele potężniejsza.
- To może chociaż wiesz po co to robi? Czego ona chce? Ta, która za tym stoi. Podobno to jakaś potężna czarownica...
- Czas się dowiedzieć czego chce - odparła Eleonora z dziwnym poczuciem, że może ją ta wiedza kosztować dużo więcej niż przypuszcza. Walczyła już niejeden raz z silnymi przeciwniczkami i przeciwnikami, ale czy ktoś z nich prezentował aż taki poziom mocy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz