sobota, 3 lutego 2018

Pobożność i konieczność Pietatis opus cz. 1


Pewien stary mnich ostrzegł podróżnika, że na pustyni prawie nie można odróżnić od siebie
głosów Boga i Diabła.
Loren Eiseley

Dobro wygrywa tylko wtedy, kiedy ma szczęście, by służyły mu takie skurwysyny jak ja.
Jacek Piekara

Religijność też pojawiła się w toku ewolucji i jest korzystna dla gatunku ludzkiego. I mimo że jesteśmy przekonani, że to religia uczy nas, jak odróżniać dobro od zła, to raczej religia powstała jako próba racjonalizacji naszych przekonań moralnych. Mózg lubi uzasadniać nasze zachowania.
Jerzy Vetulani

Pobożność jest niezwykle ważna, ale rozumu nie zastąpi.
Józef Tischner


Mury wielkiej gotyckiej katedry rozbrzmiewały dźwiękami głosów polifonicznej muzyki. Pod wysokie krzyżowo-żebrowe sklepienia unosiły się dymy kadzideł. W pełgających płomieniach świec widać było złote ozdoby i piękne freski przedstawiające sceny z życia świętych. Zgromadzony tłum trwał w nabożnym skupieniu. Spoglądano to na wspaniałe witraże, to na bogato odzianego arcybiskupa, który odprawiał uroczystą mszę. Jego uduchowiona postać przyciągania spojrzenia rozmodlonych wiernych, a także tych, którzy wprawdzie nie byli rozmodleni, ale przyszli by być w zgodzie z tradycją i nie dostać się na języki sąsiadów. To ostatnie bezpieczne nie było. Mogło skończyć się posądzeniem o herezję, czary czy też inne bezeceństwa. Potem już był tylko proces i stos. Specyfiką takich religijnych procesów było to, iż podsądny rzadko kiedy był uniewinniany. Skoro go sądzono, toć nabroić musiał. Wszak każdy człek jest grzeszny. Na dużo szczęścia mogli liczyć ci, którym udało się wymigać poprzez publiczne wyrzeczenie się błędów - rzecz jasna działało to tylko w przypadku pomniejszych błędów. Wtedy lepiej było się przyznać i publicznie pokajać niż trafić w ogień. Ten ziemski i ten wieczny. Publiczne auto-daffe było nie tylko przestrogą dla ludu, ale też dobrą formą taniej rozrywki.

Biskup Aleksander był mężczyzną co się zowie. Wysoki i barczysty, jeden z tych określanych powiedzeniem "i do tańca i do różańca". W czasie napadów zbrojnych band sam wdziewał kolczugę i chwytał za miecz i biada zbójowi, który miał nieszczęście stanąć mu na drodze. Był też człowiekiem pobożnym. Grzmiącym głosem śpiewał psalmy i intonował modlitwy aż lud miał w oczach łzy. Wierzył naprawdę szczerze, co jednak nie przeszkadzało mu korzystać z wdzięków płci pięknej. Nikt jakoś jednak się tym nie gorszył. Był zlepkiem przeciwności, co jest cechą charakterystyczną ludzi wielkich.
Stanął wysoko nad ludem na ambonie i zaczął kazanie. Jego głos wibrował pod sklepieniami katedry. Piękna szata liturgiczna mieniła się złotem i purpurą.
- Bracia! Siostry! Umiłowani w Panu! Wielu z was nazbyt często przekłada doczesne korzyści nad życie wieczne i Bożą miłość. Zamiast po pomoc iść do Pana i chwalić go modlitwą, szuka wsparcia u czarownic. Dochodzą mnie słuchy, że rozpleniło się czarostwo i czarownice w naszym pięknym kraju. Tak być nie może! Czyż Słowo Boże nie mówi: Nie pozwolisz żyć czarownicy? Czyż czarownice nie są obmierzłe dla Pana?
Mówią wręcz niektórzy, że królowi Konradowi pomagają czarownice. Nie mnie marnemu słudze oceniać władcę, Bożego pomazańca. Nie mnie! Dlatego wiary temu nie daję, bowiem znam pobożność i hojność naszego króla. Mimo to... - zawiesił głos na moment - musimy pozostać czujni Nie dajmy się omotać złym mocom. Człowiek pobożny zawsze rozpozna zło i odróżni dobro od pozorów dobra. Wystarczy modlić się i zawierzyć Bogu, a nasz osąd będzie niezawodny.
Spojrzał w dół na tłum zgromadzony w katedrze. Widział, że jego słowa robią duże wrażenie. Jednak nie był naiwny. Wiedział, że w razie choroby czy innego nieszczęścia te jego pobożne owieczki pędem pobiegną do czarownicy po pomoc.


Obiecano im bogactwo i chwałę. Obiecano, że z mieczami w rękach wejdą na górę bohaterów, by przez wieki cieszyć się rozkoszami ducha i ciała. Na razie obietnicy się spełniały i wszystko wskazywało na to, że będą spełniać się nadal. Szli ławą, setki tysięcy konnych wojowników, dzikich i bezwzględnych. Mieli brody i długie włosy, a odziani byli w lekkie stalowe zbroje lub skórzane kubraki. Wygrywali bitwy, rabowali i gwałcili. Podpalali domy i upijali się do nieprzytomności. Potem szli dalej i wygrywali kolejne bitwy. Poległych chowali z honorami. Wszyscy wielbili swego wodza i byli gotowi oddać za niego życie. To on wyrwał ich z biedy i marazmu. Zjednoczył koczownicze plemiona i uczynił z nich wielką potęgę. Nic nie mogło im się oprzeć, a już na pewno nie małe skłócone królestwa, które na szybko mogły wystawić od kilku do kilkunastu tysięcy rycerzy i żołnierzy. Szli jak szarańcza. Szli jak pożar. Budzili trwogę, jakiej nigdy te ziemie nie zaznały.



Weronika bardzo się zmieniła. Nie była to przemiana zewnętrzna lecz wewnętrzna. Jej istota była też trudna do określenia i uchwycenia, niemniej była widoczna. Szkolenie na wiedźmę bojową pod kierunkiem Eleonory miało na nią ogromny wpływ. Nie można opanować pewnych szczególnych zaklęć, zdolności do przejmowania w siebie mocy, i jednocześnie pozostać dokładnie tym kim było się wcześniej.
- Jak myślisz, jaką mocą obecnie dysponujesz? - zapytała ją kiedyś Eleonora, gdy kończyły trening koncentracji.
- No, nie wiem... - odparła z wahaniem Weronika. Starsza kobieta popatrzyła na nią chwilę w zadumie i dopiero po jakimś czasie mruknęła:
- To chyba dobrze. Obyś nigdy nie musiała się przekonywać, jak z tym jest naprawdę.

To była wielka i fantastyczna przygoda. Od kiedy Semuk wyruszył ze swojej jurty i trafił do służby u samego Wielkiego Wodza Hasmira, jego życie całkiem się zmieniło. Było pełne cudów. Widział piękne nowe kraje, których nigdy by nie zobaczył. Jadł co dzień do syta. Wprawdzie pożary oraz krzyki mordowanych i gwałconych trochę mu przeszkadzały, ale z czasem przywykł do tego. Tak musiało być. Może nie do końca rozumiał, dlaczego tak musiało być, ale skoro Hasmir - niech bogowie mają go w swojej pieczy - na to pozwalał, to nie mogło być złe. Wielki Wódz wiedział co robi i nie należało kwestionować jego woli. Wprawdzie Semuk sam raczej nie obdzierał trupów z dobytku, ale i jemu trafiały się bogate łupy. Często był obdarowywamy przez innych za drobne posługi czy przysługi. Tu za oporządzenie konia dostawał więcej niż w swoim kraju zdobyłby przez dwadzieścia lat.
Kiedy zbierali obóz i ruszali dalej starał się nie patrzeć na mijanych ludzi wijących się po nabiciu na pal. Omijał wzrokiem leżące kobiety z podciągniętymi sukniami i poderżniętymi gardłami. Próbował nie widzieć także tych z obciętymi piersiami i niemowląt, którym roztrzaskano główki. Niekiedy potem nawiedzali go w snach, ale taka była cena przygody!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz