Pewien
stary mnich ostrzegł podróżnika, że na pustyni prawie nie można
odróżnić od siebie
głosów
Boga i Diabła.
Loren
Eiseley
Dobro
wygrywa tylko wtedy, kiedy ma szczęście, by służyły mu takie
skurwysyny jak ja.
Jacek
Piekara
Religijność
też pojawiła się w toku ewolucji i jest korzystna dla gatunku
ludzkiego. I mimo że jesteśmy przekonani, że to religia uczy nas,
jak odróżniać dobro od zła, to raczej religia powstała jako
próba racjonalizacji naszych przekonań moralnych. Mózg lubi
uzasadniać nasze zachowania.
Jerzy
Vetulani
Pobożność
jest niezwykle ważna, ale rozumu nie zastąpi.
Józef
Tischner
Mury
wielkiej gotyckiej katedry rozbrzmiewały dźwiękami głosów
polifonicznej muzyki. Pod wysokie krzyżowo-żebrowe sklepienia
unosiły się dymy kadzideł. W pełgających płomieniach świec
widać było złote ozdoby i piękne freski przedstawiające sceny z
życia świętych. Zgromadzony tłum trwał w nabożnym skupieniu. Spoglądano to na wspaniałe witraże, to na bogato odzianego
arcybiskupa, który odprawiał uroczystą mszę. Jego uduchowiona
postać przyciągania spojrzenia rozmodlonych wiernych, a także
tych, którzy wprawdzie nie byli rozmodleni, ale przyszli by być w
zgodzie z tradycją i nie dostać się na języki sąsiadów. To
ostatnie bezpieczne nie było. Mogło skończyć się posądzeniem o
herezję, czary czy też inne bezeceństwa. Potem już był tylko
proces i stos. Specyfiką takich religijnych procesów było to, iż
podsądny rzadko kiedy był uniewinniany. Skoro go sądzono, toć
nabroić musiał. Wszak każdy człek jest grzeszny. Na dużo
szczęścia mogli liczyć ci, którym udało się wymigać poprzez
publiczne wyrzeczenie się błędów - rzecz jasna działało to
tylko w przypadku pomniejszych błędów. Wtedy lepiej było się
przyznać i publicznie pokajać niż trafić w ogień. Ten ziemski i
ten wieczny. Publiczne auto-daffe było nie tylko przestrogą dla
ludu, ale też dobrą formą taniej rozrywki.
Biskup
Aleksander był mężczyzną co się zowie. Wysoki i barczysty, jeden
z tych określanych powiedzeniem "i do tańca i do różańca".
W czasie napadów zbrojnych band sam wdziewał kolczugę i chwytał
za miecz i biada zbójowi, który miał nieszczęście stanąć mu na
drodze. Był też człowiekiem pobożnym. Grzmiącym głosem śpiewał
psalmy i intonował modlitwy aż lud miał w oczach łzy. Wierzył
naprawdę szczerze, co jednak nie przeszkadzało mu korzystać z
wdzięków płci pięknej. Nikt jakoś jednak się tym nie gorszył.
Był zlepkiem przeciwności, co jest cechą charakterystyczną ludzi
wielkich.
Stanął
wysoko nad ludem na ambonie i zaczął kazanie. Jego głos wibrował
pod sklepieniami katedry. Piękna szata liturgiczna mieniła się
złotem i purpurą.
-
Bracia! Siostry! Umiłowani w Panu! Wielu z was nazbyt często
przekłada doczesne korzyści nad życie wieczne i Bożą miłość.
Zamiast po pomoc iść do Pana i chwalić go modlitwą, szuka
wsparcia u czarownic. Dochodzą mnie słuchy, że rozpleniło się
czarostwo i czarownice w naszym pięknym kraju. Tak być nie może!
Czyż Słowo Boże nie mówi: Nie pozwolisz żyć czarownicy? Czyż
czarownice nie są obmierzłe dla Pana?
Mówią
wręcz niektórzy, że królowi Konradowi pomagają czarownice. Nie
mnie marnemu słudze oceniać władcę, Bożego pomazańca. Nie mnie!
Dlatego wiary temu nie daję, bowiem znam pobożność i hojność
naszego króla. Mimo to... - zawiesił głos na moment - musimy
pozostać czujni Nie dajmy się omotać złym mocom. Człowiek
pobożny zawsze rozpozna zło i odróżni dobro od pozorów dobra.
Wystarczy modlić się i zawierzyć Bogu, a nasz osąd będzie
niezawodny.
Spojrzał
w dół na tłum zgromadzony w katedrze. Widział, że jego słowa
robią duże wrażenie. Jednak nie był naiwny. Wiedział, że w
razie choroby czy innego nieszczęścia te jego pobożne owieczki
pędem pobiegną do czarownicy po pomoc.
Obiecano
im bogactwo i chwałę. Obiecano, że z mieczami w rękach wejdą na
górę bohaterów, by przez wieki cieszyć się rozkoszami ducha i
ciała. Na razie obietnicy się spełniały i wszystko wskazywało na
to, że będą spełniać się nadal. Szli ławą, setki tysięcy
konnych wojowników, dzikich i bezwzględnych. Mieli brody i długie
włosy, a odziani byli w lekkie stalowe zbroje lub skórzane kubraki.
Wygrywali bitwy, rabowali i gwałcili. Podpalali domy i upijali się
do nieprzytomności. Potem szli dalej i wygrywali kolejne bitwy.
Poległych chowali z honorami. Wszyscy wielbili swego wodza i byli
gotowi oddać za niego życie. To on wyrwał ich z biedy i marazmu.
Zjednoczył koczownicze plemiona i uczynił z nich wielką potęgę.
Nic nie mogło im się oprzeć, a już na pewno nie małe skłócone
królestwa, które na szybko mogły wystawić od kilku do kilkunastu
tysięcy rycerzy i żołnierzy. Szli jak szarańcza. Szli jak pożar.
Budzili trwogę, jakiej nigdy te ziemie nie zaznały.
Weronika
bardzo się zmieniła. Nie była to przemiana zewnętrzna lecz
wewnętrzna. Jej istota była też trudna do określenia i
uchwycenia, niemniej była widoczna. Szkolenie na wiedźmę bojową
pod kierunkiem Eleonory miało na nią ogromny wpływ. Nie można
opanować pewnych szczególnych zaklęć, zdolności do przejmowania
w siebie mocy, i jednocześnie pozostać dokładnie tym kim było się
wcześniej.
-
Jak myślisz, jaką mocą obecnie dysponujesz? - zapytała ją kiedyś
Eleonora, gdy kończyły trening koncentracji.
-
No, nie wiem... - odparła z wahaniem Weronika. Starsza kobieta
popatrzyła na nią chwilę w zadumie i dopiero po jakimś czasie
mruknęła:
-
To chyba dobrze. Obyś nigdy nie musiała się przekonywać, jak z
tym jest naprawdę.
To
była wielka i fantastyczna przygoda. Od kiedy Semuk wyruszył ze
swojej jurty i trafił do służby u samego Wielkiego Wodza Hasmira,
jego życie całkiem się zmieniło. Było pełne cudów. Widział
piękne nowe kraje, których nigdy by nie zobaczył. Jadł co dzień
do syta. Wprawdzie pożary oraz krzyki mordowanych i gwałconych
trochę mu przeszkadzały, ale z czasem przywykł do tego. Tak
musiało być. Może nie do końca rozumiał, dlaczego tak musiało
być, ale skoro Hasmir - niech bogowie mają go w swojej pieczy - na
to pozwalał, to nie mogło być złe. Wielki Wódz wiedział co robi
i nie należało kwestionować jego woli. Wprawdzie Semuk sam raczej
nie obdzierał trupów z dobytku, ale i jemu trafiały się bogate
łupy. Często był obdarowywamy przez innych za drobne posługi czy
przysługi. Tu za oporządzenie konia dostawał więcej niż w swoim
kraju zdobyłby przez dwadzieścia lat.
Kiedy
zbierali obóz i ruszali dalej starał się nie patrzeć na mijanych
ludzi wijących się po nabiciu na pal. Omijał wzrokiem leżące
kobiety z podciągniętymi sukniami i poderżniętymi gardłami.
Próbował nie widzieć także tych z obciętymi piersiami i
niemowląt, którym roztrzaskano główki. Niekiedy potem nawiedzali
go w snach, ale taka była cena przygody!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz