poniedziałek, 8 stycznia 2018

Lojalność i zdrada cz. 8


Na zamku walka dobiegła końca. Jeńców skrępowano, a niektórzy sami od razu deklarowali przejście na stronę zwycięzców. Póki co nie darzono ich jednak nadmiernym zaufaniem i również pozostawiono w więzach.
- Musimy wybrać nowego króla nim garnizony w poszczególnych miastach i fortecach pogranicznych się zorientują. Gdy zostaną postawione przed faktem dokonanym, zapewne się podporządkują nowej władzy - mówił Hubert - Musimy zwołać głowy największych rodów królestwa i...

- To nie będzie konieczne - na dziedzińcu pojawiła się kobieta. Nikt wcześniej nie zwrócił na nią uwagi, choć przebywała na zamku już od jakiegoś czasu. Jej postać emanowała dziwną siłą i majestatem. Od starcia w kapłanami zdążyła już na nowo zebrać siły. Ku jej własnemu zdumieniu przyszło jej to niezwykle łatwo. Czuła się jakby obudzona z wielowiekowego letargu i nawet odmłodzona. Do pewnego stopnia było to zgodne z prawdą.
- Myślę, że mamy dobrego kandydata pośród nas. Nie ma sensu bawić się w zebrania i wybory - zamilkła na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiała - Proponuję jednak, byśmy przenieśli się do komnat i tam wszystko omówili. Tu jest zdecydowanie za zimno.
Nikt nie zapytał kim jest ani dlaczego im rozkazuje. Wszyscy ruszyli do sali tronowej. Niektórzy żołnierze Huberta prowadzili przed sobą jeńców. Szczęk broni wypełnił zamkowe korytarze. Gdy weszli do sali w piecach umieszczonych przy ścianach płonął radośnie ogień. Fakt, że król zginął nie zmieniał tego, iż służba powinna wywiązywać się ze swoich obowiązków. Stary król, zamach stanu, nowy król - w piecach musi być napalone a w komnatach ciepło. Młody koniuszy, któremu jakoś oszczędzono więzów, cicho wsunął się do sali i stanął za tłumem w rogu. Teraz już nie ośmieliłby się podejść bliżej. Wydawało mu się, że zna Izabellę, a teraz patrzył na nią jak na zupełnie obcą osobę. Sam nie wykazał się w czasie bitwy ani po jednej ani po drugiej stronie. Za to z niedowierzaniem patrzył na to co wyczyniała jego drobna i na pozór słaba kochanka. Właściwie to nie wiedział, czy chce by przypomniała sobie jeszcze kiedykolwiek o jego istnieniu. Myślał, że to zwykła dziewczyna z miasta lub z wioski, choć zachowywała się i ubierała nieco inaczej. Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Teraz zupełnie nie wiedział kim naprawdę jest.
- Jak już wspomniałam mamy tu człowieka, który wykazał, że potrafi przejąc władzę dla dobra ogółu - powiedziała Eleonora stając na podwyższeniu obok tronu - Jest nim ten młody człowiek - wskazała na Konrada, który stał jak wryty i był chyba najbardziej zdumiony tym oświadczeniem ze wszystkich zgromadzonych.
- Kim on jest? - odpowiedział Hubert von Alchemberg-Salzer - Nikt go tu nie zna. Czy uważasz, że obcemu podporządkują się wielkie rody i wojsko?
- Odpowiedz mi na jedno pytanie - odparła spokojnie Eleonora - Co się stanie, gdy wybierzecie członka jednej z arystokratycznych rodzin? Co na to powiedzą inne rody?
Hubert von Alchemberg-Salzer dopiero teraz zdał sobie sprawę z konsekwencji. Zawsze znajdzie się ktoś kto wybór zakwestionuje. Jakiś ród ostatecznie wywoła wojnę domową. Racja, ale...
- Wiem co masz na myśli, ale czyż w tej sytuacji nie zbuntują się wszystkie rody?
- Musimy zatem mieć coś co zalegitymizuje władzę nowego króla.
- Czy ja mam tu coś do powiedzenia? - Konrad wreszcie odzyskał zdolność ruchową i wymowę.
- Ależ oczywiście - uśmiechnęła się Eleonora
- Nie wiem, dlaczego zakładasz, że się nadaję. Jestem tylko zubożałym szlachcicem. Nie mam doświadczenia w sprawach włazy. Pan Hubert też ma sporo racji.
- Ja natomiast widzę to inaczej - Weronika wysunęła się do przodu. Mówiła mocnym pewnym głosem co dziwiło nawet ją samą.
- Wprawdzie nasz kandydat pochodzi ze zubożałego rodu, ale... - zawiesiła na chwilę głos - o starożytnych korzeniach. Wręcz królewskich...
- Przecież... - chciał zaoponować Konrad, lecz Weronika powstrzymała go ruchem dłoni. W tym też momencie Eleonora i Hubert spojrzeli na nią wymownie. Chyba jako jedyni na sali zrozumieli. Pomyślała, że to nawet lepiej, że nie wszyscy są tak domyślni.
- Pamiętam, że kiedyś w jakiejś starej księdze czytałam o rodzie naszego kandydata. Jest to wiedza zakurzona i zapomniana, ale przecież się liczy. Nie ma pośród nas nikogo, kto pochodziłby z bardziej szacownego rodu.
- Tak. Pamiętam, że coś mi wspominałaś - podjęła grę Izabella
- Moje drogie - zagaiła Eleonora - dobrze, że gruntownie zbadałyście tę sprawę. Co pan na to Hubercie von Alchemberg-Salzer? Jest pan tu chyba największym znawcą spraw dworskich i państwowych.
- Nie jestem znawcą takich rzeczy, ale siłą rzeczy... Inni potencjalni znawcy zdaje się zginęli lub uciekli.
- Czy zatem zgadza się pan pomóc młodemu królowi i przekonać do niego największe rody królestwa?
- Zrobię co w mojej mocy.
Większość ludzi unika trudnych pytań. Zarówno takich, które mogą doprowadzić do zamętu w umyśle, jak i w życiu. Dlatego nikt głębiej nie zastanawiał się nad dziwnym sposobem obioru nowego władzy. (W małych królestwach, a w takich rozgrywały się opisywane wydarzenia, można sobie pozwolić na drobne improwizacje w tej materii.) Dobrze, że już po wszystkim i miejmy nadzieję, że nowy król zaprowadzi jako taki porządek. Przecież chyba gorszy od Macieja nie będzie. Dlatego też, gdy tylko Hubert krzyknął na cały głos "Niech żyje król Konrad!" - wszyscy chętnie podjęli okrzyk. Przyłączyli się nawet skrępowani jeńcy. Tak, na wszelki wypadek, by nie podpaść nowemu władcy.
- Musimy przygotować uroczystą koronację - stwierdził von Alchemberg-Salzer
- To może zaczekać - odpowiedział Konrad, który już chyba wyzbył się wątpliwości i zaczął wczuwać w rolę - Trzeba będzie otworzyć zamkowe spichrza i część żywności wydać ludowi. Wy - spojrzał na czarownice - też dostaniecie trochę dla siebie i swoich. Trzeba zawiadomić wszystkie obszary kraju. Szczególnie twierdze wojskowe na pograniczu. Muszę też zaprosić przedstawicieli rodów na spotkanie. Wybiorę z pośród nich radę królewską...
- Dobrze ci idzie - stwierdziła Eleonora - Mówiłam, że się nadajesz.


Gdy na dworze panował ciągle silny mróz, taki że nawet w lesie stare drzewa pękały, w chacie przy piecu siedziało pięć postaci. Trzy kobiety i dwoje zwierząt. W piecu wesoło trzaskał ogień, a wszyscy zgromadzeni cieszyli się, że udało im się wyjść cało z ostatnich wydarzeń i nawet otrzymać swój przydział zapasów z zamkowych magazynów. Wprawdzie niedźwiedź trochę nieufnie spoglądał na wilka i sprawdzał czy ten nie je za dużo i nie pomniejsza tym jego własnych porcji, ale ostatecznie uznał, iż na razie go nie pacnie. Choć sam wilk nie za bardzo się zasłużył w ostatniej bitwie, to jego pani spisała się nieźle.
- Spisałyście się bardzo dobrze - powiedziała Eleonora, jakby czytała w myślach misia, potem spojrzała na zwierzęta - Wy zresztą też. Wprawdzie miałam na początku nieco inny pomysł na rozwiązanie sprawy z królem, ale ostatecznie nie wyszło źle. Pomysł na takie rozwiązanie przyszedł mi do głowy, gdy ujrzałam tego młodego człowieka w akcji. Zobaczymy, jak mu pójdzie na dłuższą metę.
- Nie boisz się, że może jednak wybuchnąć wojna domowa? - przerwała jej Izabella
- Nie. Wysokie rody w kraju nauczyły się trwać we względnej bierności i jeśli tylko nikt ich nie drażni nadmiernie, przyjmą zaistniałą sytuację bez szemrania. Zawsze może się znaleźć jakiś narwaniec twierdzący, że ma większe prawa do tronu, ale wtedy zajmiemy się nim odpowiednio. Na razie nie ma co się martwić na wyrost. Zostało nam jeszcze jedno do zrobienia...
- Rada czarownic? - spytała Izabella
- Tak, ale teraz zimą nie musimy jeszcze się nimi zajmować. Do wiosny wymyślę co z nimi zrobić. Długo mnie nie było. Liczyłam, że nabiorą rozumu, a mam wrażenie, że im go ubyło. Teraz możemy zająć się czymś innym. Weroniko, masz spory potencjał. Masz zalążki tak na dobrą uzdrowicielkę, jak i na wiedźmę bojową. Izabella jest uparta i krnąbrna, choć kocham ją jak córkę. Jej już wiele nie nauczę, ale ciebie mogą trochę podszkolić do wiosny. Potem zobaczymy co dalej, w zależności od postępów, jakie poczynisz.
- Nie chcę być wiedźmą bojową - zastrzegła się młoda czarownica - Nie chcę zabijać. Źle się z tym czuję. Zareagowałam tak, bo Izabelli groziło...
- O to właśnie chodzi. Mówiąc o zadatkach nie miałam na myśli tylko możliwości magicznych, ale także twoje nastawienie. Nie potrzeba nam opętanej żądzą krwi wariatki biegającej i trzaskającej piorunami w kogo popadnie. Do tej funkcji jest potrzebny ktoś rozważny, kto po magię w walce sięgnie w ostateczności. Ktoś kto chce bronić innych, a nie atakować. Silna wiedźma bojowa walczy głównie swoją reputacją i powstrzymuje tym innych od robienia głupot. Przemyśl to sobie i za kilka dni dasz mi odpowiedź.
W tym momencie miś podniósł się z podłogi. Popatrzył po obecnych i powiedział:
- Drogie panie, to ja pójdę się trochę zdrzemnąć do wiosny, bo i tak się już zasiedziałem. Dobranoc - i wyszedł z chaty.
- Raz był na zamku i od razu nabrał ogłady - mruknęła za nim Izabella.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz