Maciej
wszedł do sali i idąc w kierunku tronu przyglądał się przybyłym
petentom. Było
ich trzech. Mieli na sobie czarne powłóczyste szaty. "Nic
nowego. Podobni do tych naszych klechów. Jeśli zaczną moralizować
to każę ich ściąć. Przynajmniej będzie jakaś rozrywka." -
pomyślał sadowiąc się na ozdobnym krześle stojącym na
podwyższeniu. Kapłani czekali pokornie ze schylonymi głowami.
Wiedzieli, że nie należy zabierać głosu póki król nie zapyta.
-
Z czym przychodzicie? - zapytał Maciej. W zasadzie powinien się
czegoś dowiedzieć o ich religii, ale niespecjalnie go to
interesowało. Niech powiedzą co mają powiedzieć i się wynoszą.
Religie bywają takie nudne.
-
Wasza Wysokość, Panie Nasz - zaczął jeden z kapłanów - By cię
nie zanudzać przejdę od razu do rzeczy...
-
Tak zrób... - stwierdził Maciej lakonicznie
-
Wiemy, że zarządzanie królestwem wymaga wielkich funduszy i
nakładów. Wiemy też, że poddani nie zawsze chcą płacić i
oddawać plony. Często ostatnio okazują niezadowolenie.
Przyszliśmy, by ofiarować ci rozwiązanie tego problemu.
-
Tak? Wy też jesteście niezadowoleni?
-
Ależ nie Wasza Wysokość - orzekł kapłan wcale nie zrażony -
Przygotujemy specjalną miksturę ziołową, a ty panie wydasz
rozporządzanie, w którym nakażesz każdemu człowiekowi w kraju
wypić tę miksturę. Uzasadnisz to troską o zdrowie poddanych. W
rzeczywistości nasz wywar pozbawi ich wszystkich chęci do stawiania
oporu. Staną się potulni i bez szemrania będą pracować na rzecz
królestwa.
-
Ciekawe, ciekawe. A co wy będziecie z tego mieli? Czego chcecie w
zamian?
-
Ależ wystarczy nam to, że sprawimy ci panie przyjemność i w miarę
naszych skromnych możliwości nieco pomożemy...
-
Niczego nie chcecie?
-
Jeśli Wasz Wysokość jest tak łaskawy, to wystarczy nam raz na rok
dwoje ludzi na ofiarę dla naszego bóstwa...
-
Ofiary z ludzi - Maciej zawahał się, ale trwało to tylko chwilę.
Już dawno przekroczył granicę, za którą ludzkie życie nie miało
wielkiej wartości - Dobrze. Niech tak się stanie. Przygotujcie wasz
wywar - pomyślał też, że może jednak religie nie są aż tak
nudne. No przynajmniej nie wszystkie.
-
Mamy jeszcze jedną sprawę - kapłan jakby się zawahał
-
Tak?
-
Czy nie uważasz panie, że powinniśmy potem wspólnie zapolować na
czarownice, które rozpleniły się w twoich lasach?
-
Czarownice? - król poczuł narastającą ekscytację - Tak! Dawno tu
nie było stosów. To może być bardzo interesujące. Coraz bardziej
mi się podoba ta wasza religia.
Miś
szedł przez las zapadając się co jakiś czas w śniegu. Nie był
pewny czego szuka i jak ma zdobyć potrzebne informacje, ale
wiedział, że w końcu trafi na coś co naprowadzi go na właściwy
ślad. Musiał dokładnie zrozumieć co się dzieje nim zacznie
działać lub doradzi cokolwiek Weronice. Miał wrażenie, że sprawy
się mocno pokomplikowały i jego przyjaciółka nie wie wszystkiego.
Potrzebował szerszego oglądu sytuacji. Taki ogląd wymagał akcji w
terenie. Nawet jeśli bardzo nie lubi się brnąć w śniegu.
Zdecydowanie lepiej byłoby spać w gawrze, jednak bycie
niedźwiedziem to nie tylko przyjemności, czasem to poważny
obowiązek.
-
Kra, kra - odezwał się wielki czarny kruk siedzący wysoko na
gałęzi - Niedź-wiedź, kra, Niedź-wiedź - dodał niespodziewanie
skrzekliwym głosem - Kra. On cze-ka na cie-bie kra w prze-klę-tej
gro-cie. Niedź-wiedź kra pospiesz się.
Niedźwiedź
specjalnie się nie zdziwił.
-
No i odpowiedź sama przyszła - mruknął cicho i skierował się
wyznaczonym kierunku. Znał przeklętą grotę, do której nikt
rozsądny się nie zapuszczał. Teraz jednak rozsądek spał, choć
jego właściciel został wybudzony ze snu zimowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz