sobota, 9 grudnia 2017

Lojalność i zdrada cz. 4


Maciej wszedł do sali i idąc w kierunku tronu przyglądał się przybyłym petentom. Było ich trzech. Mieli na sobie czarne powłóczyste szaty. "Nic nowego. Podobni do tych naszych klechów. Jeśli zaczną moralizować to każę ich ściąć. Przynajmniej będzie jakaś rozrywka." - pomyślał sadowiąc się na ozdobnym krześle stojącym na podwyższeniu. Kapłani czekali pokornie ze schylonymi głowami. Wiedzieli, że nie należy zabierać głosu póki król nie zapyta.

- Z czym przychodzicie? - zapytał Maciej. W zasadzie powinien się czegoś dowiedzieć o ich religii, ale niespecjalnie go to interesowało. Niech powiedzą co mają powiedzieć i się wynoszą. Religie bywają takie nudne.
- Wasza Wysokość, Panie Nasz - zaczął jeden z kapłanów - By cię nie zanudzać przejdę od razu do rzeczy...
- Tak zrób... - stwierdził Maciej lakonicznie
- Wiemy, że zarządzanie królestwem wymaga wielkich funduszy i nakładów. Wiemy też, że poddani nie zawsze chcą płacić i oddawać plony. Często ostatnio okazują niezadowolenie. Przyszliśmy, by ofiarować ci rozwiązanie tego problemu.
- Tak? Wy też jesteście niezadowoleni?


- Ależ nie Wasza Wysokość - orzekł kapłan wcale nie zrażony - Przygotujemy specjalną miksturę ziołową, a ty panie wydasz rozporządzanie, w którym nakażesz każdemu człowiekowi w kraju wypić tę miksturę. Uzasadnisz to troską o zdrowie poddanych. W rzeczywistości nasz wywar pozbawi ich wszystkich chęci do stawiania oporu. Staną się potulni i bez szemrania będą pracować na rzecz królestwa.
- Ciekawe, ciekawe. A co wy będziecie z tego mieli? Czego chcecie w zamian?
- Ależ wystarczy nam to, że sprawimy ci panie przyjemność i w miarę naszych skromnych możliwości nieco pomożemy...
- Niczego nie chcecie?
- Jeśli Wasz Wysokość jest tak łaskawy, to wystarczy nam raz na rok dwoje ludzi na ofiarę dla naszego bóstwa...
- Ofiary z ludzi - Maciej zawahał się, ale trwało to tylko chwilę. Już dawno przekroczył granicę, za którą ludzkie życie nie miało wielkiej wartości - Dobrze. Niech tak się stanie. Przygotujcie wasz wywar - pomyślał też, że może jednak religie nie są aż tak nudne. No przynajmniej nie wszystkie.
- Mamy jeszcze jedną sprawę - kapłan jakby się zawahał
- Tak?
- Czy nie uważasz panie, że powinniśmy potem wspólnie zapolować na czarownice, które rozpleniły się w twoich lasach?
- Czarownice? - król poczuł narastającą ekscytację - Tak! Dawno tu nie było stosów. To może być bardzo interesujące. Coraz bardziej mi się podoba ta wasza religia.

Miś szedł przez las zapadając się co jakiś czas w śniegu. Nie był pewny czego szuka i jak ma zdobyć potrzebne informacje, ale wiedział, że w końcu trafi na coś co naprowadzi go na właściwy ślad. Musiał dokładnie zrozumieć co się dzieje nim zacznie działać lub doradzi cokolwiek Weronice. Miał wrażenie, że sprawy się mocno pokomplikowały i jego przyjaciółka nie wie wszystkiego. Potrzebował szerszego oglądu sytuacji. Taki ogląd wymagał akcji w terenie. Nawet jeśli bardzo nie lubi się brnąć w śniegu. Zdecydowanie lepiej byłoby spać w gawrze, jednak bycie niedźwiedziem to nie tylko przyjemności, czasem to poważny obowiązek.


- Kra, kra - odezwał się wielki czarny kruk siedzący wysoko na gałęzi - Niedź-wiedź, kra, Niedź-wiedź - dodał niespodziewanie skrzekliwym głosem - Kra. On cze-ka na cie-bie kra w prze-klę-tej gro-cie. Niedź-wiedź kra pospiesz się.
Niedźwiedź specjalnie się nie zdziwił.
- No i odpowiedź sama przyszła - mruknął cicho i skierował się wyznaczonym kierunku. Znał przeklętą grotę, do której nikt rozsądny się nie zapuszczał. Teraz jednak rozsądek spał, choć jego właściciel został wybudzony ze snu zimowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz