Gdzie
dwóch się bije, tam trzeci dostaje po głowie.
Tomasz
Witkowski
Była
wierna jak skała, lecz czasami kruszała.
Jan
Sztaudynger
-
Widzę, że ta komora świetnie nadaje się na orgie.
-
Co to są orgie?
-
Nie wiem, ale zbójcy zawsze wyprawiają orgie więc my też musimy.
Mark
Twain
(...)
kraje to systemy, które określają, gdzie i kiedy należy stosować
siłę przymusu.
Julian
Assange
Król
Maciej siedział na pozłacanym i bogato zdobionym krześle. Obok
stał stolik z przysmakami. W ręku niedbale trzymał kielich z
winem. Często nachodząca go chętka na folgowanie sobie w różnych
przyziemnych przyjemnościach sprawiła, że był mężczyzną
otyłym. Choć dbał o swój wygląd, lub raczej dbali o to
dworzanie, bo jego ciemne włosy były ufryzowane a krótka broda
starannie przystrzyżona, to ogólnie nie robił dobrego wrażenia.
Tak zwykle bywa z ludźmi o podwójnym podbródku i brzuchu
wylewającym się zza pasa.
Teraz
znudzonym wzrokiem patrzył na trzy niemal całkowicie roznegliżowane
tancerki. Od jakiegoś czasu czuł, że wszystko go nudzi. Wino jakby
było mniej smaczne i trzeba było wypijać go coraz więcej. Kobiety
mniej go pociągały, a potrawy jakoś tak mniej się zdawały
wykwintne. Rzucał się jeszcze na wszystkie te przyjemności jak
dawniej, ale coraz mniej czuł w tym wszystkim zadowolenia. Rzadko
wyprawiał uczty, bo niby czemu miał się dzielić przyjemnościami?
Maciej
był złym królem. Złym nie w tym znaczeniu, był był okrutny i
torturował poddanych. To go nie interesowało. Przynajmniej jeszcze
nie! Był złym władcą, bo zaniedbywał swoje obowiązki. Cedował
je bez wahania na wszelkich doradców i urzędników. Zaś jego
przyjemności drenowały skarbiec królestwa. To zaś powodowało
ciągłe podnoszenie podatków i wszelkich danin. Urzędnicy
prześcigali się w wymyślaniu nowych opłat. Król jadł i pił, a
w kraju rosła bieda i niezadowolenie. Nie możemy też zapominać,
że również dworzanie starali się zapewnić sobie odpowiednie
fundusze na własne przyjemności i odpowiedni poziom życia.
Maciej
rządził długo tylko z jednego powodu. Tak jak on był złym
królem, tak i ewentualni zamachowcy i kandydaci na jego miejsce byli
bardzo nieudolni. Nie wiadomo czy przez szczęście czy przez
przypadek przeżył nawet kilka zamachów na swoje życie. Na pewno
nie zawdzięczał tego czujności straży pałacowej ani wywiadu. Ten
drugi w zasadzie prawie nie istniał. Jeśli coś nie przekładało
się bezpośrednio na cielesne przyjemności nie mogło liczyć ani
na zainteresowanie ani na dotacje ze strony władcy. Po dawnym
wywiadzie zostały więc tylko niedobitki sfrustrowanych oficerów i
kilku źle opłacanych szpiegów, którzy pewnie przyjmowali lepsze
pensje także od rządów sąsiednich państw. Zaś stare rody
arystokratycznie królestwa, siła zwykle licząca się na
wewnętrznej arenie politycznej, były dość gnuśne i niemrawe.
Była
to jedna z najcięższych zim od wielu lat. Weronika brnęła przez
zaspy z trudem utrzymując równowagę. Silny wiatr i śnieżyca co
chwilę strącały ją z obranej drogi. Było jej zimno i była
bardzo wściekła. Jednak to nie pogoda była głównym czynnikiem,
który powodował jej zły nastrój. Chodziło o coś innego co tylko
pośrednio było związane z mrozem i śniegiem. Bardziej chodziło
o to co widziała we wsi. Ludzi głodowali. Słabsi umierali. Chorzy
i małe dzieci - mieli małe szanse na dotrwanie do wiosny.
Wszystkiemu zaś byli winni urzędnicy podatkowi, którzy pozgarniali
na rzecz króla i dworu większość zapasów. Teraz nie było co
jeść. Latem jeszcze można było coś wygrzebać z ziemi. W zimie
nie było już nic, a resztki zapasów dramatycznie się kurczyły.
Czarownica czuła się zupełnie bezradna. Jedynym sensownym
lekarstwem na głód jest jedzenie. Wiadomo, że żadne zioła ani
zaklęcia tu nie pomogą. Nawet oddała najbiedniejszym część
swoich zapasów, ale i tak była to tylko kropla w morzu potrzeb.
Niedźwiedź zapadł w sen zimowy i nie było się kogo poradzić.
Płomienie
małego ogniska rzucały pełgające światło na omszałe skalne
ściany. Kobieta siedziała pod ścianą groty na wielkim głazie.
Lekko poruszała placami, tak jakby pomagało jej to w myśleniu.
Wyglądała na jakieś czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, ale
miała znacznie więcej. Oczami, które widziały już aż nadto za
wiele, wpatrywała się w mężczyznę stojącego pod sąsiednią
ścianą. Trudno było określić jego wiek i wygląd. Ubrany był na
czarno i tą czernią niemal emanował. Było w nim coś
nieokreślonego i niepokojącego. Choć raczej nie dla niej. Nie po
tylu latach, a właściwie wiekach. Promieniował też niewidzialną
aurą dziwnej męskiej atrakcyjności.
-
Eleonoro - powiedział cicho - ile się znamy?
-
Długo - odpowiedziała równie cicho. Podniosła głowę i dodała
już głośniej - Chyba za długo.
-
Ach - uśmiechnął się nieznacznie, choć nie było w tym uśmiechu
wesołości. Oczy spoglądały na kobietę przenikliwie i poważnie -
Wiesz dobrze, że moje intencje są odmienne od waszych, ale nie
oznacza to, że są złe.
-
Właściwie - odpowiedziała wolno - Nigdy nie wiedziałam i nadal
nie wiem, jakie są twoje intencje. Po co mówisz to czy tamto. Po co
robisz pewne rzeczy...
-
Dajmy temu spokój - machnął ręką - Czy kiedykolwiek cię
oszukałem? Czy miałaś przeze mnie kłopoty? Ile razy raczej
wyciągałem cię z kłopotów? Wy ludzie niezależnie od tego jak
długo żyjecie, zawsze pozostajecie dziećmi. Nigdy tak naprawdę
nie dorastacie.
-
Tak - jej słowa ociekały sarkazmem - przy tobie trudno nie pozostać
dzieckiem.
-
To co będzie? Przerwiesz tę swoją samotność i pójdziesz?
Siedzisz tu już ponad sto lat i w tym czasie sporo się zmieniło.
Nie możesz wciąż się ukrywać ze strachu, że narobisz coś
złego. Wierz mi, albo i nie - tu znowu się uśmiechnął - twoja
moc nie jest aż tak wielka.
-
Skoro nie jest to po co ja tam?
-
Daj spokój. Masz sporo możliwości i nawet ja to doceniam. No jest
jeszcze coś, co czasem do was trafia. Poczucie obowiązku. Trzeba
przywrócić równowagę i to jest twój obowiązek.
-
Zaraz, zaraz. Mówiłeś, że sprawa z potworami została
rozwiązana...
-
Tylko częściowo. Trzeba ją wreszcie porządnie zamknąć. Trzeba
też pozałatwiać kilka innych rzeczy. Tylko ty możesz to zrobić
tak, by nie doszło do kolejnych komplikacji. Te, które zostawiłaś
urosły w siłę, ale rozumu im zbytnio nie przybyło.
Eleonora
westchnęła.
-
Dobrze już dobrze. Zawsze masz rację i choć nigdy się do tego nie
przyznasz, to lubisz, gdy to stwierdzam. Pójdę i zobaczę jak się
rzeczy mają. No i znudziła mi się ta jałowa dieta, jaką tutaj
miałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz