czwartek, 30 listopada 2017

Lojalność i zdrada cz. 1


Gdzie dwóch się bije, tam trzeci dostaje po głowie.
Tomasz Witkowski

Była wierna jak skała, lecz czasami kruszała.
Jan Sztaudynger

- Widzę, że ta komora świetnie nadaje się na orgie.
- Co to są orgie?
- Nie wiem, ale zbójcy zawsze wyprawiają orgie więc my też musimy.
Mark Twain

(...) kraje to systemy, które określają, gdzie i kiedy należy stosować siłę przymusu.
Julian Assange


Król Maciej siedział na pozłacanym i bogato zdobionym krześle. Obok stał stolik z przysmakami. W ręku niedbale trzymał kielich z winem. Często nachodząca go chętka na folgowanie sobie w różnych przyziemnych przyjemnościach sprawiła, że był mężczyzną otyłym. Choć dbał o swój wygląd, lub raczej dbali o to dworzanie, bo jego ciemne włosy były ufryzowane a krótka broda starannie przystrzyżona, to ogólnie nie robił dobrego wrażenia. Tak zwykle bywa z ludźmi o podwójnym podbródku i brzuchu wylewającym się zza pasa.
Teraz znudzonym wzrokiem patrzył na trzy niemal całkowicie roznegliżowane tancerki. Od jakiegoś czasu czuł, że wszystko go nudzi. Wino jakby było mniej smaczne i trzeba było wypijać go coraz więcej. Kobiety mniej go pociągały, a potrawy jakoś tak mniej się zdawały wykwintne. Rzucał się jeszcze na wszystkie te przyjemności jak dawniej, ale coraz mniej czuł w tym wszystkim zadowolenia. Rzadko wyprawiał uczty, bo niby czemu miał się dzielić przyjemnościami?
Maciej był złym królem. Złym nie w tym znaczeniu, był był okrutny i torturował poddanych. To go nie interesowało. Przynajmniej jeszcze nie! Był złym władcą, bo zaniedbywał swoje obowiązki. Cedował je bez wahania na wszelkich doradców i urzędników. Zaś jego przyjemności drenowały skarbiec królestwa. To zaś powodowało ciągłe podnoszenie podatków i wszelkich danin. Urzędnicy prześcigali się w wymyślaniu nowych opłat. Król jadł i pił, a w kraju rosła bieda i niezadowolenie. Nie możemy też zapominać, że również dworzanie starali się zapewnić sobie odpowiednie fundusze na własne przyjemności i odpowiedni poziom życia.
Maciej rządził długo tylko z jednego powodu. Tak jak on był złym królem, tak i ewentualni zamachowcy i kandydaci na jego miejsce byli bardzo nieudolni. Nie wiadomo czy przez szczęście czy przez przypadek przeżył nawet kilka zamachów na swoje życie. Na pewno nie zawdzięczał tego czujności straży pałacowej ani wywiadu. Ten drugi w zasadzie prawie nie istniał. Jeśli coś nie przekładało się bezpośrednio na cielesne przyjemności nie mogło liczyć ani na zainteresowanie ani na dotacje ze strony władcy. Po dawnym wywiadzie zostały więc tylko niedobitki sfrustrowanych oficerów i kilku źle opłacanych szpiegów, którzy pewnie przyjmowali lepsze pensje także od rządów sąsiednich państw. Zaś stare rody arystokratycznie królestwa, siła zwykle licząca się na wewnętrznej arenie politycznej, były dość gnuśne i niemrawe.


Była to jedna z najcięższych zim od wielu lat. Weronika brnęła przez zaspy z trudem utrzymując równowagę. Silny wiatr i śnieżyca co chwilę strącały ją z obranej drogi. Było jej zimno i była bardzo wściekła. Jednak to nie pogoda była głównym czynnikiem, który powodował jej zły nastrój. Chodziło o coś innego co tylko pośrednio było związane z mrozem i śniegiem. Bardziej chodziło o to co widziała we wsi. Ludzi głodowali. Słabsi umierali. Chorzy i małe dzieci - mieli małe szanse na dotrwanie do wiosny. Wszystkiemu zaś byli winni urzędnicy podatkowi, którzy pozgarniali na rzecz króla i dworu większość zapasów. Teraz nie było co jeść. Latem jeszcze można było coś wygrzebać z ziemi. W zimie nie było już nic, a resztki zapasów dramatycznie się kurczyły. Czarownica czuła się zupełnie bezradna. Jedynym sensownym lekarstwem na głód jest jedzenie. Wiadomo, że żadne zioła ani zaklęcia tu nie pomogą. Nawet oddała najbiedniejszym część swoich zapasów, ale i tak była to tylko kropla w morzu potrzeb. Niedźwiedź zapadł w sen zimowy i nie było się kogo poradzić.

Płomienie małego ogniska rzucały pełgające światło na omszałe skalne ściany. Kobieta siedziała pod ścianą groty na wielkim głazie. Lekko poruszała placami, tak jakby pomagało jej to w myśleniu. Wyglądała na jakieś czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, ale miała znacznie więcej. Oczami, które widziały już aż nadto za wiele, wpatrywała się w mężczyznę stojącego pod sąsiednią ścianą. Trudno było określić jego wiek i wygląd. Ubrany był na czarno i tą czernią niemal emanował. Było w nim coś nieokreślonego i niepokojącego. Choć raczej nie dla niej. Nie po tylu latach, a właściwie wiekach. Promieniował też niewidzialną aurą dziwnej męskiej atrakcyjności.
- Eleonoro - powiedział cicho - ile się znamy?
- Długo - odpowiedziała równie cicho. Podniosła głowę i dodała już głośniej - Chyba za długo.
- Ach - uśmiechnął się nieznacznie, choć nie było w tym uśmiechu wesołości. Oczy spoglądały na kobietę przenikliwie i poważnie - Wiesz dobrze, że moje intencje są odmienne od waszych, ale nie oznacza to, że są złe.
- Właściwie - odpowiedziała wolno - Nigdy nie wiedziałam i nadal nie wiem, jakie są twoje intencje. Po co mówisz to czy tamto. Po co robisz pewne rzeczy...
- Dajmy temu spokój - machnął ręką - Czy kiedykolwiek cię oszukałem? Czy miałaś przeze mnie kłopoty? Ile razy raczej wyciągałem cię z kłopotów? Wy ludzie niezależnie od tego jak długo żyjecie, zawsze pozostajecie dziećmi. Nigdy tak naprawdę nie dorastacie.
- Tak - jej słowa ociekały sarkazmem - przy tobie trudno nie pozostać dzieckiem.
- To co będzie? Przerwiesz tę swoją samotność i pójdziesz? Siedzisz tu już ponad sto lat i w tym czasie sporo się zmieniło. Nie możesz wciąż się ukrywać ze strachu, że narobisz coś złego. Wierz mi, albo i nie - tu znowu się uśmiechnął - twoja moc nie jest aż tak wielka.
- Skoro nie jest to po co ja tam?
- Daj spokój. Masz sporo możliwości i nawet ja to doceniam. No jest jeszcze coś, co czasem do was trafia. Poczucie obowiązku. Trzeba przywrócić równowagę i to jest twój obowiązek.
- Zaraz, zaraz. Mówiłeś, że sprawa z potworami została rozwiązana...
- Tylko częściowo. Trzeba ją wreszcie porządnie zamknąć. Trzeba też pozałatwiać kilka innych rzeczy. Tylko ty możesz to zrobić tak, by nie doszło do kolejnych komplikacji. Te, które zostawiłaś urosły w siłę, ale rozumu im zbytnio nie przybyło.
Eleonora westchnęła.
- Dobrze już dobrze. Zawsze masz rację i choć nigdy się do tego nie przyznasz, to lubisz, gdy to stwierdzam. Pójdę i zobaczę jak się rzeczy mają. No i znudziła mi się ta jałowa dieta, jaką tutaj miałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz