czwartek, 19 października 2017

Powinność i groza cz. 4


Gdy otworzyła oczy, leżała na zielonej trawie. Nad nią rozpościerało się piękne niebieskie niebo zasłaniane tylko częściowo przez gałęzie drzew. Nim zdążyła pomyśleć o ewentualnym miejscu, do którego trafiają czarownice po śmierci, poczuła ból w karku i całych plecach.
Po śmierci, chyba nie powinno tak boleć? Potem zobaczyła stojącą nieopodal rudą dziewczynę. Izabella przypatrywała się jej ze złośliwym uśmieszkiem i wycierała zakrwawione ostrze miecza trawą.
- Obudziłaś się? - zapytała - Nie uważasz, że w czasie walki z potworami nie należy ucinać sobie drzemki?
- Co się stało?
- Stwierdziłam, że nie dajesz sobie rady, więc ciachnęłam tego drugiego. I tyle.
- Uratowałaś mi życie! - powiedziała podnosząc się niepewnie na nogi Weronika. Mocno kręciło jej się w głowie. Oparła się o drzewo.
- Cóż, skutek uboczny zabicia potwora...


Być może oczekujecie, że teraz napiszę, iż był to początek wielkiej przyjaźni. Zachowajmy jednak umiar i powściągliwość. Obie dziewczyny na tyle oddziaływały sobie na nerwy, że nie mogły nagle po prostu zapłonąć do siebie wielką miłością i umawiać się co sobotę na ploty. Takie rzeczy to nie między czarownicami!
- Mimo wszystko dziękuję - powiedziała Weronika
- Kiedyś się upomnę o dług, a póki co mam tylko małą prośbę. Nie wspominaj tym starym babsztylom przeświadczonym o swojej mądrości, że brałam w tym udział. Medalu i tak mi nie dadzą - wydęła usta jak do pocałunku - Tobie zresztą też nie - uśmiechnęła się.

Weronika stała na polanie przed radą czarownic. Tym razem nie było w jej postawie nic z niepewności czy nieśmiałości. Mówiła spokojnie, ale stanowczo:
- Zrobiłam co chciałyście. Teraz wracam do siebie. Nie mam ochoty wam podlegać ani przychodzić na wasze tak ważne spotkania. Skoro jesteście tak potężne, by mnie to tego zmusić, to czemu potrzebna była wam niedoświadczona młoda czarownica? - uśmiechnęła się lekko ironicznie - Gdy znowu zabrakło wam potęgi czy mądrości w walce z jakimś złem, to oczywiście możecie po mnie posłać. Jednak lepiej po prostu dajcie mi spokój. Możemy żyć obok siebie i nie wchodzić sobie w drogę. Zastraszyłyście mnie i szantażowały. Teraz koniec z tym. Też mam swoje sposoby, by uprzykrzyć wam życie. Nie zmuszajcie mnie, bym musiała ich użyć.
Stare czarownice siedziały jak zamurowane. Jedna czy druga chciała się odezwać, ale jakoś nie bardzo wiedziała co powiedzieć. Takiej bezczelności nie widziano na tej polanie od wieków. Z drugiej strony czuły się trochę winne i po cichu przyznawały Weronice rację. Stojąca nieopodal Izabella uśmiechała się całkiem otwarcie. Nie był to radosny uśmiech, był to najbardziej złośliwy uśmiech na świecie. Ruda wiedźma pomyślała, że tak całkiem nie zmarnowała dnia. Z tej małej jeszcze będą ludzie.
Weronika odwróciła się na pięcie i ruszyła przez las. W domu czekała ją praca. Trzeba napiec ciastek dla niedźwiedzia i przygotować zioła do suszenia. Przez tę całą politykę miała poważne zaległości.

Miś z zaciekawieniem słuchał opowieści przyjaciółki zagryzając ciastka. Gdy skończyła zamyślił się na dłuższą chwilę. Wreszcie odezwał się z pewnym wahaniem:
- Należało mnie zawezwać. Teraz masz u niej dług no i... nie można będzie tak po prostu pacnąć tego wilka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz