poniedziałek, 16 października 2017

Powinność i groza cz. 3


W końcu uznała, że siedzenie i myślenia do niczego jej nie doprowadzi. Czas wstać, poprosić o wskazanie drogi i niech się dzieje co chce. Ruszyła w kierunku wielkiej budowli, by znaleźć kogoś z rady. Nagle przystanęła przy ścianie jednego z pomniejszych szałasów, bo usłyszała jakieś przyciszone głosy. Normalnie nie lubiła podsłuchiwać ludzi, ale tutaj wszystko było jakieś dziwne. Na opak. Zresztą rada też nie grała z nią zbyt uczciwie.

- Czuję się z tym trochę źle
- Żal ci tej małej?
- Trochę, nie powinniśmy jej kazać robić czegoś takiego...
- To dla jej dobra, albo się nauczy albo zginie. Po co komu czarownica, która nie potrafi załatwić takiej sprawy?
- A ty byś potrafiła? Ile masz lat, ile doświadczenia?
- Ja? No widzisz. Mnie byłoby szkoda. Moje doświadczenie bardziej przyda się wspólnocie niż śmierć. Tej małej aż tak szkoda nie będzie. No i proroctwo...
- Tak, sama wiesz jak to jest z tymi proroctwami. Mam wrażenie, że ty, ja i cała reszta zgromadzenia... Mówiąc krótko wysyłając ją tam samą dopuściłyśmy się morderstwa.
- Może.... może masz rację. Ariela była doświadczoną czarownicą i nie wróciła. Nie możemy tracić kolejnej, a problem trzeba rozwiązać. Jeśli się nie uda, to potwór i tak w końcu do każdej z nas się dobierze.
- Jeśli potężne czary bojowe Arieli nie zadziałały, to co ta mała może zrobić? Poczęstuje potwora ziółkami?
Weronika miała już dość. Po cichu wycofała się od ściany. Więc to tak! Wysyłają ją na pewną śmierć, bo same nie wiedzą co zrobić. Przy okazji puszą się i nadymają. Takie stare i doświadczone. Takie niby mądre. Wspomniały coś o czarach bojowych. Dziewczyna nie miała o nich najmniejszego pojęcia. Do tej pory skupiała się głównie na leczeniu ludzi i zwierząt, nie na walce. Zaczęła gorączkowo myśleć. Skoro nie czary to co? Co może zrobić, by się uratować? Może po prostu powinna odwrócić się na pięcie i uciec do swojej chaty. To nie rozwiąże problemu. Będzie wtedy miała przeciw sobie wszystkie czarownice. Co więcej, to coś będzie mordowało wszystkie wiedźmy i w końcu dotrze też do niej. Dopadnie ją, gdy najmniej będzie się tego spodziewała. Lepiej stawić czoła potworowi teraz i to na własnych warunkach. Mogła też wrócić i poprosić niedźwiedzia o pomoc, ale przecież nie mógł za nią rozwiązywać wszystkich problemów. Nie chciała go też narażać, bo tak naprawdę nie wiedziała z czym trzeba będzie się mierzyć.
Widziała, że rozwiązanie musi być proste. Jakie? Jeśli ktoś lub coś próbuje cię zabić to... No tak! To jej jedyna szansa. Trzeba to po prostu po ludzku porąbać na kawałki. Zaczęła się rozglądnąć. Czy czarownice mają jakiś magazyn z bronią?
- Przepraszam - zaczepiła przechodzącą nieopodal względnie młodą wiedźmę - Potrzebuję czegoś do cięcia. Jakiego sporego ostrza - doprecyzowała. Tamta nawet się nie zatrzymała tylko wskazała na stojącą nieopodal szopę. Weronika ruszyła we wskazanym kierunku. Już po chwili wyszła z szopy uzbrojona w sporej wielkości maczetę. "Spróbujemy tak, po prostacku" - pomyślała. Potem poszła jeszcze dowiedzieć się, gdzie ma iść.

Izabella siedziała na zwalonym pniu i niedbale gładziła sierść wilka. Biła się z myślami. To wszystko było nie w porządku. Nie lubiła za bardzo tej nowej. Wkurzała ją. Trzeba też podkreślić, że Izabella nie była wzorem empatii ani książkowym przykładem życzliwości. Była złośliwa i mściwa. Mimo, że - czego bynajmniej nie sugerował jej wygląd - miała już grubo ponad dwieście lat, jej reakcje często były reakcjami zblazowanej nastolatki. Potrafiła krzywdzić bez większego powodu. Zesłać krótką chorobę tylko dlatego, że ktoś na nią źle spojrzał albo powiedział kilka nieprzemyślanych słów. Mogła sprawić, że krowa nie dawała mleka przez miesiąc i robić inne podobne rzeczy. Często zresztą tak właśnie robiła. Jednak nawet ona uważała, że istnieją pewne granice.
Teraz siedziała głęboko zamyślona. W porównaniu ze starymi czarownicami była jeszcze bardzo młoda. Dlatego nie dopuszczano jej do polityki i nie zawsze wszystko rozumiała. Teraz jednak musiała przyznać, że to nie jest żadne usprawiedliwienie. Ani dla nich, ani dla niej. Potem zaczęła kląć. Wypowiadała słowa wolno i systematycznie przeładowując je narastającą w niej złością. Wreszcie wstała i ruszyła przed siebie aż doszła do drzewa z wielką dziuplą, w które trzymała różne przydatne rzeczy. Dziupla była chroniona zaklęciem, więc nikt przypadkowy nie mógł z niej nic zabrać. Zaklęcie było tego rodzaju, że po prostu dziupli się nie zauważało.
Izabella wspięła się na palce i sięgnęła do środka. Chwilę szukała. Powoli i ostrożnie wyjęła podłużny przedmiot. Odwinęła go ze szmat. Nie wiedziała, czy akurat to jej się przyda, ale póki co nie miała lepszych pomysłów. Musi wystarczyć.


Szła przed siebie przez las niepewnie rozglądając się na boki. Nie była pewna czy obrała właściwy kierunek. Tu ostatecznie skierowała ją rada, ale czy te stare babska naprawdę cokolwiek wiedziały?! Weszła na niewielką przesiekę i...
Wszystko stało się bardzo szybko. Coś nagle śmignęło zza zarośli. Weronika zdążyła tylko kątem oka zarejestrować obrzydliwy i straszny zarazem kształt. Bez zastanowienia cięła maczetą przed siebie. Nigdy nie ćwiczyła walki wręcz, ale wiedziała, że ogólna zasada polega na tym, by ostrze trafiło w ciało przeciwnika. Potwór oberwał i zajęczał. Dziewczyna cięła po raz drugi i ohydne ciała skonało wydając dzikie dźwięki i wierzgając sześcioma owłosionymi mackami w konwulsyjnych przedśmiertnych drgawkach.
Weronika podeszła powoli bliżej, nachyliła się i... Coś spadło jej na plecy. Potoczyła się, a stwór wbił się w jej kark zębami. Były dwa! Zrozumienie tego przyszło jednak za późno. Nie miała żadnych szans. Osuwała się w ciemność. Taki miał być koniec? - to była ostatnia myśl, jaka ją nawiedziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz