piątek, 13 października 2017

Powinność i groza cz. 2


- Czego tu chcesz? - Weronika otrząsnęła się z wrażenia w jakie wprawiła ją Izabela
- Jakaś ty niegościnna - westchnęła tamta wydymając lekko usta. Robiła wrażenie urażonej dziewczynki, którą ktoś skrytykował za nieładną sukienkę.
Weronika nie odpowiedziała. Odłożyła zioła i zabrała się za swoje zwykłe zajęcia. Tamta przyglądała się jej z mieszanką zainteresowania i zdumienia. Czas mijał. Weronika przygotowywała zioła do suszenia, a Izabella siedziała i wpatrywała się w nią. Wreszcie nie wytrzymała.

- Słuchaj mała, chyba nie masz zamiaru bez końca mnie ignorować? Co? - znowu zrobiła minę urażonej dziewczynki. Weronika odłożyła zioła i powoli odwróciła się do niej. Już miała odpowiedzieć, gdy przez drzwi wetknął łeb niedźwiedź i stwierdził:
- Kręci się tu jakiś duży wilk. Mogę go pacnąć?
Izabella zerwała się jak oparzona. Złość przeważyła nad zdziwieniem, że oto ma do czynienia z gadającym misiem.
- Nie waż się ruszać mojego wilka!
- A ty to kto? - spytał niezrażony miś
- Co tu się dzieje? Jestem Izabela! Czy wreszcie możecie mnie posłuchać i... zostaw mojego wilka w spokoju.
- Dobra, dobra. Pacnę go kiedy indziej - stwierdził pojednawczo niedźwiedź.

Kolejny poród. Kolejne dziecko i kolejna zdechła krowa. Zawodzenie chóru i płacz rodzącej. Kapłan odebrał niemowlę i włożył je we wnętrzności zwierzęcia. Szeptał zaklęcia zaszywając skórę. Gdy jak poprzednio, rozciął po chwili na nowo martwą krowę - z jej wnętrza wyłonił się potwór. Zaczął się czas grozy...


Ariela była doświadczoną czarownicą. Nie tylko leczyła, bo w zasadzie akurat leczenie nie szło jej najlepiej, ale doskonale posługiwała się magią w walce. To dzięki niej wojska króla wygrały decydującą bitwę 257 lat temu. Nic więc dziwnego, że rada wybrała ją do tego, by spróbowała zażegnać zagrożenie. Wprawdzie pojawiły się głosy protestu ze względu na proroctwo sprzed kilku dni, ale ostatecznie przeważył głos rozsądku. Nikt kto żyje kilkaset lat nie zaufa bezkrytycznie proroctwu wygłoszonemu przez starą (bardzo starą) obłąkaną wiedźmę.
Ariela szła szybko i oglądała się na wszystkie strony. Starała się wyczuć wszystkimi zmysłami nadchodzące zło. Jednak mimo całego swojego doświadczenia nie wyczuła. Nie zdążyła też wystarczająco szybko zareagować na atak. To coś wypadło z zarośli nagle. Ona też była szybka. W ułamku sekund splotła zaklęcie bojowe i rzuciła przed siebie. Nic się nie stało! Zaklęcie sprawdzone tylekroć - teraz nie zadziałało. W ostatniej chwili rzuciła inne. Tym zaklęciem urwała głowę magowi Konstantemu pod Hurim 439 lat temu. Tym razem... Więcej nie zdążyła zrobić. Wielkie kły przeszyły jej gardło, a macki oplotły ciało. Ariela umierała wolno i w męczarniach. Nie mogła się poruszyć, gdy powoli wyciekało z niej życie.

- Przysłało mnie zgromadzenie Wiedzących - powiedziała Izabella - masz się stawić przed radą. Nie możesz tu sobie robić co ci się podoba. Tak bez nadzoru i praktyki.
- Niby czemu?
- Pozwól, że one same to wytłumaczą - ruda wzruszyła ramionami - Mnie się nie chce tłumaczyć. Naprawdę chcesz zadzierać z radą? Nie warto. Chodź, to się wszystkiego dowiesz. Tylko jedna zasada...
- Jaka?
- Nie wolno na radę zabierać chowańców. Niedźwiedź zostaje. Mojego wilka też zawsze wtedy puszczam do lasu.

Po kilku godzinach marszu przez las obie młode kobiety wyszły z pomiędzy drzew. Rozpościerał się przed nimi dość interesujący widok.
Na polanie panował spory ruch, wszędzie kręciło się mnóstwo kobiet w różnym wieku. Jedne wchodziły do drewnianych szałasów, inne z nich wychodziły. Niektóre gotowały coś w małych lub dużych kotłach zawieszonych na ogniskami. Pod dużym dębem na lewo stał drewniany stół, a za nim siedziała kobieta w grubej zielonej sukni, na oko po czterdziestce. To właśnie tam Izabella poprowadziła Weronikę.
- Jest nowa. Miałam ją przyprowadzić...
- Tak? - siedząca za stołem przyjrzała się uważniej naszej bohaterce. Potem zaczęło przeszukiwać leżące przed sobą papiery. Trwało to jakiś czas, wreszcie kobieta podała Weronice pergamin. Gdy dziewczyna wahała się czy wziąć go do ręki, zapytała:
- Umiesz czytać dziecko?
- Tak - odparła Weronika wyzywająco
- Dobrze... albo wiesz co... - w jej głosie czuć było wahanie, bo właśnie sobie coś uświadomiła. Oto chyba miała przed sobą osobę z proroctwa. Młodą i niedoświadczoną. - Choć ze mną.
Poprowadziła Weronikę do stojącego na uboczu szałasu. Izabella gdzieś zniknęła. Kara wskazała ręką niski taboret:
- Usiądź tutaj
Weronika usiadła z wahaniem.
- Czemu jesteś tak spięta i negatywnie nastawiona? Jesteś uczennicą Hexy?
- Nie. Nie byłam jej uczennicą. Prawie niczego mnie nie uczyła. Tylko wykorzystywała na posługi...
- Czyli nie przekazała ci ani wiedzy ani patentu? W takim razie... - zawiesiła głos i powiedziała nieco bardziej twardo - jakim prawem robisz to co robisz?
- Nie wiedziałam, że trzeba mieć jakieś prawa. Robiłam co robiłam, by przeżyć!
- No dobrze...
Kara spoglądała na nią swoim dziwnym przenikliwym wzrokiem.
- Nie możesz być sama. Nie możesz zawsze robić tego co chcesz - powiedziała wolno i spokojnie. Weronika popatrzyła na nią jakoś dziwnie.
- Musisz się podporządkować. Uznać, że my ze względu na wiek i doświadczenie wiemy wiele więcej i wiemy lepiej. No i potrzebujesz naszej pomocy.
- A gdzie była wasza pomoc, gdy umarła Hexa?! Gdy nic nie umiałam i nie wiedziałam i moje życie było zagrożone? - Weronika wypowiadała słowa wolno i spokojnie, ale dało się słyszeć w jej tonie nutki gniewu.
- Zrozum dziecko... Wtedy nic o tobie nie wiedziałyśmy. Hexa była odszczepieńcem. Nie chciała się podporządkować...
- Ona nie chciała? To czemu ja mam chcieć?
- Mamy możliwości przywołania cię do porządku!
- Taaak! To czemu jej nie przywołałyście?
- No cóż... Była już stara i nie miało sensu wywoływanie wojny. Ty jesteś młoda i poskromienie cię nie będzie dla nas trudne. Choć uwierz mi! Nie o to nam chodzi. Chcemy twojego dobra. Chcemy pomóc ci się rozwijać. Możemy dużo cię nauczyć.
W tym momencie do chaty weszła inna czarownica. Na oko w średnim wieku.
- Chodźcie na radę. Obie.
Wyszły z małego szałasu i udały się do wielkiej drewnianej budowli wzniesionej na środku polany. Wewnątrz czekało już kilkanaście starych czarownic. Były czymś bardzo poruszone. Na ławach pod bocznymi ścianami siedziało parę młodszych kobiet, które robiły wrażenie jeszcze bardziej zdezorientowanych. Była wśród nich także Izabella. Ona jedna ciągle lekko się uśmiechała i wcale nie robiła wrażenia zagubionej, jak reszta. Kara zajęła miejsce za stołem pośród tych starszych, a Weronice wskazano miejsce na ławie wśród młodszych. Jedna ze starszych kobiet podniosła rękę uciszając rozlegające się gdzieniegdzie niespokojne szepty.
- Mamy trudną sytuację - powiedziała w taki sposób, jakby głównie zwracała się do Weroniki - jesteś tu nowa. Nawet nie dopełniłaś formalności, a wręcz uważamy, że nie zgłaszając się do nas wcześniej, dopuściłaś się poważnej przewiny - zawiesiła głos, ale dziewczyna nie zareagowała - Teraz jednak masz szansę się wykazać i wstąpić do naszego zgromadzenia. Przymkniemy też oczy na twoje wcześniejsze niedociągnięcia.
Zamilkła na chwilę oczekując odpowiedzi. Jednak dziewczyna patrzyła na nią w milczeniu.
- Od wieków istnieje pewna sekta. Jej kapłani zbierają przez stulecia energię, po to by ożywiać potwory. Przemieniają w nie nowo-narodzone dzieci. Za ich pomocą chcą szkodzić i ludziom i nam. Chcą wprowadzić terror i przejąć władzę. Obecnie znowu udało im się wykreować potwora. Ty musisz go znaleźć i zabić. Pokierujemy cię i pokażemy gdzie iść. Gdy potwór zginie, kapłani na długie wieki nie będą mieli możliwości nikomu szkodzić. Być może w tym czasie uda nam się nawet ich wytropić i zgładzić.
- Dlaczego ja? Czyż nie ma tu lepszych i bardziej doświadczonych?
- Na ciebie wskazało nasze proroctwo. Najlepiej poradzisz sobie z tym zadaniem.
Weronika poczuła, że znalazła się w potrzasku. Wiedziała dobrze, że właśnie usiłowano ją szantażować. I to w dodatku dość skutecznie, bo nie miała większego wyboru. Co jej zrobią, gdy odmówi? Przecież nie może walczyć z wszystkimi czarownicami. Czy zatem może walczyć z potworem? Co tu jest grane? Czemu chcą, by to ona poszła? Nikogo innego nie wysłały? Wszystko to było bardzo podejrzane.
- Na jaką pomoc w tej sprawie mogę liczyć z waszej strony? - zapytała bardziej dla formy niż z nadzieją, że ktoś faktycznie będzie chciał jej pomóc
- Wskażemy ci drogę i damy do obrony cokolwiek sobie zażyczysz. Czy teraz pójdziesz się przygotować?
Weronika wstała bez słowa i wyszła z szałasu. Tak oto została wrobiona w coś, co mogło się skończyć bardzo źle. Przeszła kawałek i usiadła na trawie, by przemyśleć całą sytuację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz