Niewiele
byłoby na świecie zła, gdyby nie można było czynić go w imię
dobra
Marie
von Ebner-Eschenbach
Każdy
ludzki problem ma eleganckie, proste rozwiązanie i zawsze jest ono
złe.
Henry
Louis Mencken
Wolność
jest tą wartością, którą każdy z nas ceni, albo przynajmniej
tak deklaruje. To jednak nie przeszkadza nam podążać za stadem
becząc radośnie, gdy taki czy inny polityk lub inny manipulator
obieca nam szczęście za kolejnym pagórkiem. Tam na pewno łąki są
bardziej zielone. Szczególnie dlatego, że przecież wszyscy tam
biegną. Czyż wszyscy mogą się mylić?
Różni
filozofowie próbowali zdefiniować wolność. Czym jest? Czy
jesteśmy wolni od... czy raczej wolni do...? Dla większości
wolność to możliwość robienia tego czego się chce, nawet gdy
nie wiadomo czego się właściwie chce. Jakby tam z tą wolnością
nie było - w końcu to nie rozprawka filozoficzna, a kolejna część
przygód pewnej niepokornej czarownicy - jest pewnym, że żadna
biurokracja wolności nie daje. Biurokracja stara się wolność
odebrać, a przynajmniej ograniczyć. Stara się maksymalnie
rozrastać kosztem zabierania innym czasu i ograniczania ich na tyle
na ile się da. Każda organizacja biurokratyczna w teorii zostaje
powołana, by służyć ludziom. W praktyce zwykle szybko od służby
przechodzi do władzy, do ograniczeń, do wymagań... Biurokracja
próbuje zagarnąć każdego. Dlatego nie łudź się. Po Ciebie,
Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko, w końcu też przyjdą. Upomną
się o zaległe papierki lub inne świadczenia. Nawet jeśli jesteś
czarownicą!
Jednak
to nie wszystko. Gdy już biurokracja wyciągnie po Ciebie swoje
łapy, to będzie próbowała Cię przekonać, że masz jej oddać
nie tylko czas i pieniądze, nie tylko wypełnić mnóstwo papierów.
Biurokracja zacznie Cię przekonywać, że jest wspaniała i warto za
nią nawet oddać życie.
Wielki
szary wilk biegł kilka metrów przed nią. Tylko co jakiś czas
oglądał się na swoją panią, by po chwili zniknąć w krzakach
węsząc za jakimś zającem czy innym zwierzakiem. Za to Izabella
szła spokojnym krokiem. Robiła wrażenie osoby, której nigdzie się
nie spieszy. Ot, taki spacerek przez las dla relaksu i dotlenienia.
Jej krótko ścięte rude włosy połyskiwały w słońcu, gdy
przechodziła przez leśne polany. Miała na sobie krótką niebieską
sukienkę, na tyle długą, by nie uznać jej za prowokacyjną i na
tyle krótką, by nie utrudniała poruszania się po lesie.
Niewątpliwie była pięknością. Dość drobna, ale bardzo
atrakcyjna. Czy jej uroda była wynikiem tylko wrodzonych
predyspozycji i zwykłych kobiecych zabiegów, czy też została
wspomagana czymś więcej - przez grzeczność nie będziemy
dociekać.
Szła
przed siebie spokojnym równym krokiem. Mimo, iż miała już za sobą
bardzo długą trasę, nie było po niej widać zmęczenia.
Rozglądała się ciekawie po okolicy, ale w miarę szybko i pewnie
zmierzała do celu.
Wiedzące
kobiety zaczęły poszukiwania odpowiednich zwierząt do obrzędów.
Trzeba było wyszukać czarnego kozła i białą kozę. Gdy to się
udało mogły wreszcie przystąpić do odprawiania rytuałów, by
zrozumieć co się dzieje. Wieśniacy w zasadzie oddali zwierzaki bez
szemrania. Raz, że się bali. Dwa, że i tak były dziwne. Trzy, że
czasami z Wiedzących mieli pewien pożytek i nie należało robić
sobie z nich wrogów.
Wiedzące
już dawno zrozumiały, że dzieje się coś złego co im zagraża.
Teraz trzeba było poznać to nadchodzące zło i znaleźć sposób
zaradzenia mu. Po odprawionym obrzędzie, jedna z najstarszych i na
wpół obłąkanych czarownic wygłosiła zdumiewające proroctwo...
Weronika
weszła z naręczem ziół do swojej chaty i stanęła zaskoczona.
Prócz zaskoczenia tliło się w niej coś na kształt złości. Na
taborecie w rogu siedziała nieznajoma dziewczyna. Wyczuwało się w
niej coś niezwykłego, co jednoznacznie sugerowało, że nie jest to
zwykła panna ze wsi. Swój pozna swego, a jak wiadomo czarownice,
niedźwiedzie i kilka innych stworzeń, to gatunki bardzo
terytorialne. Oto właśnie inna czarownica wtargnęła na teren
Weroniki. Nieznajoma lekko się uśmiechnęła, choć nie był to
uśmiech ani przyjazny ani wesoły. Biła z niego ironia i coś
jeszcze, coś nie do końca określonego.
-
Witaj - powiedziała ruda czarownica - widzę, że nieźle sobie tu
radzisz.
-
Kim jesteś i czego chcesz?
-
Jestem Izabella... - zawiesiła głos i przyglądała się Weronice,
tak jakby samo oznajmienie imienia miało na rozmówczyni wywrzeć
jakieś szczególne wrażenie. Nie wywarło. Jednak sama
powierzchowności i zachowanie gościa - już tak. Weronika nie była
pewna, czy pozytywne czy wręcz przeciwnie. Ta kobieta wywoływała w
niej ambiwalentne uczucia. Fascynowała i złościła zarazem.
Kapłan
w czarnych szatach z maską na twarzy stał nad rodzącą na wielkim
kamieniu kobietą. Przyjął nowo-narodzone niemowlę i przeciął
nożem pępowinę. Potem odwrócił się do trupa krowy z rozprutym
brzuchem. Złożył we wnętrzu zwierzęcia dziecko i zaczął
zaszywać trupa. Rozległ się płacz niemowlęcia zagłuszany tylko
miarowym zawodzeniem chóru kobiet odzianych w purpurowe habity.
Wtedy matka noworodka zaczęła głośno krzyczeć, ale nikt nie
zwracał na nią uwagi. Po chwili kapłan na nowo rozpruł krowę i
wyjął z jej wnętrza nieco podduszone niemowlę. Żyło jeszcze! Z
całkowitą obojętnością podał je jednej z kobiet w chórze. Sam
wrócił do zwierzęcia i zaczął uważnie wpatrywać się we
wnętrzności. Coś poszło nie tak! Trzeba będzie znaleźć inną
ciężarną i spróbować jeszcze raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz