Inkwizytor
był w swoim żywiole.
-
Czarownicę zamknijcie w szopie i dajcie jej dwóch strażników – zaordynował – i rozstawcie także po dwóch żołnierzy w najważniejszych punktach wsi...
-
Eminencjo – zaprotestował dowódca – Z całym szacunkiem, ale nie powinniśmy tak rozpraszać sił. Muszę dbać o bezpieczeństwo Waszej Eminencji.
-
Synu, mnie chroni Opatrzność.
Wieczorem
udał się na wstępne badanie uwięzionej czarownicy. Znajdowała
się w pozycji dość niewygodnej. Stała na środku szopy.
Przywiązano ją mocno do słupa, aby nie mogła poruszać rękami i
rzucać czarów. Na wszelki wypadek zakneblowano jej też usta.
Jednak Ignatio nie bał się zaklęć. Jak dotąd żadna czarownica
nie zdołała mu zaszkodzić. Uważał się za osobę szczególnie
chronioną przez Boga z racji wykonywania swojej misji. Dlatego
wyciągnął knebel, by rozpocząć wstępne badania oskarżonej.-
Wiem czym się parałaś – zaczął – jeśli się przyznasz, kara będzie łagodna...
-
Z jakiego powodu tu jestem? - zapytała Weronika. Z trudem powstrzymywała okrzyki bólu. Była cała odrętwiała i obolała, ale postanowiła, że nie da satysfakcji swojemu oprawcy i tak długo jak będzie to możliwe nie pokaże, że cierpi.
-
Jesteś oskarżona o stosowanie czarów i konszachty z diabłem – odparł inkwizytor. Jego głos był spokojny, choć wewnątrz wzbierały emocje.
-
Diabła jak dotychczas osobiście nie poznałam – dziewczyna starła się nadać swojemu głosowi niedbały ton – Czy ksiądz go zna?
-
Nie kpij wiedźmo! – Ignatio podniósł głos – Widziano jak do ciebie przychodził pod postacią niedźwiedzia.
-
Misiek nie jest diabłem. W każdym razie nic mi o tym nie wspominał.
-
Ile razy z nim spółkowałaś?
-
Takich pytań nie zadaje się kobiecie, a zwłaszcza nie przystoi to osobie duchownej...
-
Za wiele sobie pozwalasz. Jutro zaczniemy cię przypiekać, to przyznasz się do wszystkiego.
Weronikę
przeszedł dreszcz przerażenia. Była w sytuacji, która nie
rokowała zbyt dużo nadziei. Zaczęła się zastanawiać jaką
taktykę przyjąć wobec inkwizytora. Pewnie byłby jeszcze bardziej
przerażona, gdyby znała jego wcześniejsze „osiągnięcia” w
zwalczaniu czarownic.
-
Ojcze, ja tylko leczyłam ziołami ludzi i zwierzęta – spróbowała bardziej ugodowo – Czy to coś złego?
-
Zło czai się w każdej kobiecie, a szatan tylko czeka, żeby je wykorzystać. Ty dałaś mu sposobność...
-
Czy nienawiść do kobiet przejawia twój Bóg, czy to twoja osobista obsesja? - zapytała hardo. Uznała, że nie ma sensu udawać pokornej, to i tak nic nie dawało. Inkwizytor był przekonany o jej winie i nic nie mogło tego zmienić. Myślała, że obrzuci ją obelgami, ale on jakby czymś uderzony odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami.
Weronika
nie była osobą wykształconą. Jednak co nieco wiedzy zaczerpnęła
z obserwacji ludzi, a trochę z ksiąg, które odziedziczyła po
starej Hexie. Kiedyś jeden podróżny, w zamian za opatrzenie nogi,
pokazał jej podstawy alfabetu i tak mozolnie brnęła przez uczone
księgi. Były to bardzo różne dzieła. O ludzkiej anatomii, o
ptakach, jakiś traktat o aniołach, kilka traktatów filozoficznych
oraz inne, których jeszcze nie zbadała. Nie wiadomo w jaki sposób
znalazły się w chacie Hexy. Dziewczyna podejrzewała, że stara
wiedźma zrabowała je komuś i trzymała jako magiczne przedmioty,
choć sama nie umiała czytać, ani z nich korzystać.
Cała
ta wiedza, nieuporządkowana i chaotyczna, pozwoliła jej wyciągnąć
jeden istotny wniosek. Człowiek, z którym przed chwilą rozmawiała,
będzie za wszelką cenę dążył do jej zguby, a zadawanie jej
cierpienia, uzna za powód do chwały.
W
tym miejscu zatrzymamy na chwile główny nurt narracji, aby pozwolić
sobie na małą dygresję. Niestety autor ma czasem denerwującą
tendencję do czynienia pseudonaukowych dygresji w najmniej
odpowiednim momencie. Dzięki temu popisuje się erudycją, która
wywołuje złość u miłośników wartkiej akcji, i uśmiech
politowania u tych bardziej wykształconych. Papier jest cierpliwy,
niestety czytelnik znacznie mniej. Niemniej autor pozwala sobie
zakładać, że jeśli dobrnęliście z nim do czwartego opowiadania
o Weronice, to zdobył sobie choć trochę Waszej sympatii. Dlatego
właśnie w tym miejscu pozwoli sobie wykorzystać tę okoliczność.
Osoby bardziej niecierpliwe mogą zawsze pominąć ten fragment i
czytać dalej. Ze swej strony autor obiecuje, że nie wnosi on nic
istotnego do fabuły.
Przeróżni
pisarze często, skądinąd dość nieśmiało, poruszali już
problem erotycznego podłoża obsesji na punkcie czarownic i ich
konsekwencji w postaci inkwizycyjnych tortur. Nie trzeba przy tym
dodawać, że byli to pisarze antykościelni. Można więc posądzać
ich o brak obiektywnego podejścia do problemu. Tak się jednak
składa, że każda krytyka niesie ze sobą zarzut braku
obiektywizmu, lub wręcz złośliwości, czy też innych niecnych
intencji.
Spróbujmy
uniknąć tej pułapki i przyjrzeć się praktykom inkwizytorskim z
zachowaniem dużej dozy zrozumienia i (o ile to możliwe) sympatii
nie tylko dla ofiar, ale także dla katów. Doskonałym przykładem
będzie opisywany tutaj ojciec Ignatio. Jeśli nie udało się
autorowi opisać go jako osoby nader sympatycznej, to przeprasza
czytelnika. Nie zawsze wszystkie starania uwieńczone są sukcesem...
Jedynym wytłumaczeniem i obroną pozostaje mierny talent literacki!
Igantio
już od dzieciństwa wychowywany był w atmosferze niezwykłej
pobożności. Z dużą surowością wpajano mu wstręt do grzechu
oraz nienawiść do własnego ciała. Kiedy, już jako chłopiec
spostrzegał u siebie męskie odruchy, drżał przerażony, że oto
obraża Stwórcę. Był z natury obdarzony dużym temperamentem, co
jeszcze bardziej potęgowało odczuwane napięcie. Lepiej w tym
miejscu przemilczeć, w jaki sposób starał się hamować swoje
odruchy. Autor nie chce zostać posądzony o perwersję. Czytelnicy z
bardzo rozwiniętą wyobraźnia na pewno sobie tę lukę wypełnią,
a ci mniej skłonni do takich skojarzeń będą mogli spać
spokojniej.
Z
czasem Ignatio doszedł do dużej wprawy w tym co po kilku wiekach
psychologia nazwie wyparciem do podświadomości. Utwierdziło go to,
że jest na jak najlepszej drodze do świętości. Objawy, które tak
usilnie zwalczał, wreszcie na parę lat prawie zupełnie zanikły.
Wstąpił do stanu duchownego i dzięki gorliwości zaczął robić
szybką karierę. Jednak diabeł, czy to spersonifikowany – czy też
nie, nie śpi, a przynajmniej nie pozwala uśpić się na długo.
Ojciec
Ignatio żył w coraz większym napięciu. Zepchnięta gdzieś w głąb
energia groziła wybuchem, pojawiały się myśli, które jak uważał
obrażały Boga i jego stan duchowny. Przecież tak bardzo się
starał! Kto więc był winny? Ten kto nieustannie wiódł go na
pokuszenie, czyli... kobiety. Zwłaszcza te, które Boga się nie
bały i czyhały na jego niewinną duszę, czyli? Nierządnice i...
czarownice! Nierządnicom, nieznanym zrządzeniem losu, uszło na
sucho te wodzenie biednego młodzieńca na pokuszenie. Z czarownicami
rzecz się miała jednak inaczej...
Oczywiście
cały ten proces myślowy nie odbywał się do końca w jego
świadomości i był nieco bardziej skomplikowany, nam jednak
wystarczy jego konkluzja. Teraz możemy lepiej zrozumieć motywy
postępowania inkwizytora i choć częściowo oddać mu
sprawiedliwość. Nikt inny tego nie zrobi! Przecież nie zrozumie go
prosty lud żyjący bezrefleksyjnie. Nie możemy też oczekiwać
takiego zrozumienia po Weronice. Co prawda jest wyjątkowo łagodna i
wyrozumiała jak na czarownicę. No, ale jednak pozostaje czarownicą,
a jak wiadomo czarownice w pewnych sprawach bywają nieco
małostkowe. Jej aktualne położenie też tu raczej nie pomaga.
To
może niedźwiedź? Wbrew powszechnemu przekonaniu misie to zwierzęta
łagodne i spokojne dopóki nie zostaną sprowokowane. Prowokacje
zwykle dotyczą trzech spraw: jedzenia, przerwania snu i naruszenia
terytorium. Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia. Niedźwiedzie z
reguły żyją samotnie, ale jeśli już obdarzą kogoś przyjaźnią,
to traktują tę przyjaźń bardzo poważnie.
Czy
nasz bohater został sprowokowany? Porwano Weronikę, która dawała
mu ciasteczka. Wiadomo, że głodne misie źle sypiają. Wtargnięto
na teren chaty, pod którą mieszkał. No i uwieziono jego
przyjaciółkę. Teraz chyba łatwo odgadnąć, że nasz miś nie
okaże zrozumienia dla psychicznych rozterek duchownego.
W
tym miejscu rozlegają się głośne pytania niektórych czytelników
o wampira, który pojawił się we wcześniejszych opowiadaniach.
Niestety, jak dotychczas, nikomu nie udało się zbadać psychiki
wampirów. Wszystkim, którzy mają aspiracje do prowadzenia takich
badać przestrzegamy, że to zajęcie nader niebezpieczne.
Po
tym krótkim hołdzie oddanym Freudowi (który skądinąd był
naukowym szalbierzem i oszustem, a rację miał tylko w dość nikłym
procencie swoich wypocin), wróćmy do głównego nurtu
opowiadania...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz