czwartek, 14 września 2017

OGIEŃ I KREW cz. 2


Inkwizytor był w swoim żywiole.
  • Czarownicę zamknijcie w szopie i dajcie jej dwóch strażników – zaordynował – i rozstawcie także po dwóch żołnierzy w najważniejszych punktach wsi...
  • Eminencjo – zaprotestował dowódca – Z całym szacunkiem, ale nie powinniśmy tak rozpraszać sił. Muszę dbać o bezpieczeństwo Waszej Eminencji.
  • Synu, mnie chroni Opatrzność.
Wieczorem udał się na wstępne badanie uwięzionej czarownicy. Znajdowała się w pozycji dość niewygodnej. Stała na środku szopy.
Przywiązano ją mocno do słupa, aby nie mogła poruszać rękami i rzucać czarów. Na wszelki wypadek zakneblowano jej też usta. Jednak Ignatio nie bał się zaklęć. Jak dotąd żadna czarownica nie zdołała mu zaszkodzić. Uważał się za osobę szczególnie chronioną przez Boga z racji wykonywania swojej misji. Dlatego wyciągnął knebel, by rozpocząć wstępne badania oskarżonej.
  • Wiem czym się parałaś – zaczął – jeśli się przyznasz, kara będzie łagodna...
  • Z jakiego powodu tu jestem? - zapytała Weronika. Z trudem powstrzymywała okrzyki bólu. Była cała odrętwiała i obolała, ale postanowiła, że nie da satysfakcji swojemu oprawcy i tak długo jak będzie to możliwe nie pokaże, że cierpi.
  • Jesteś oskarżona o stosowanie czarów i konszachty z diabłem – odparł inkwizytor. Jego głos był spokojny, choć wewnątrz wzbierały emocje.
  • Diabła jak dotychczas osobiście nie poznałam – dziewczyna starła się nadać swojemu głosowi niedbały ton – Czy ksiądz go zna?
  • Nie kpij wiedźmo! – Ignatio podniósł głos – Widziano jak do ciebie przychodził pod postacią niedźwiedzia.
  • Misiek nie jest diabłem. W każdym razie nic mi o tym nie wspominał.
  • Ile razy z nim spółkowałaś?
  • Takich pytań nie zadaje się kobiecie, a zwłaszcza nie przystoi to osobie duchownej...
  • Za wiele sobie pozwalasz. Jutro zaczniemy cię przypiekać, to przyznasz się do wszystkiego.
Weronikę przeszedł dreszcz przerażenia. Była w sytuacji, która nie rokowała zbyt dużo nadziei. Zaczęła się zastanawiać jaką taktykę przyjąć wobec inkwizytora. Pewnie byłby jeszcze bardziej przerażona, gdyby znała jego wcześniejsze „osiągnięcia” w zwalczaniu czarownic.
  • Ojcze, ja tylko leczyłam ziołami ludzi i zwierzęta – spróbowała bardziej ugodowo – Czy to coś złego?
  • Zło czai się w każdej kobiecie, a szatan tylko czeka, żeby je wykorzystać. Ty dałaś mu sposobność...
  • Czy nienawiść do kobiet przejawia twój Bóg, czy to twoja osobista obsesja? - zapytała hardo. Uznała, że nie ma sensu udawać pokornej, to i tak nic nie dawało. Inkwizytor był przekonany o jej winie i nic nie mogło tego zmienić. Myślała, że obrzuci ją obelgami, ale on jakby czymś uderzony odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami.
Weronika nie była osobą wykształconą. Jednak co nieco wiedzy zaczerpnęła z obserwacji ludzi, a trochę z ksiąg, które odziedziczyła po starej Hexie. Kiedyś jeden podróżny, w zamian za opatrzenie nogi, pokazał jej podstawy alfabetu i tak mozolnie brnęła przez uczone księgi. Były to bardzo różne dzieła. O ludzkiej anatomii, o ptakach, jakiś traktat o aniołach, kilka traktatów filozoficznych oraz inne, których jeszcze nie zbadała. Nie wiadomo w jaki sposób znalazły się w chacie Hexy. Dziewczyna podejrzewała, że stara wiedźma zrabowała je komuś i trzymała jako magiczne przedmioty, choć sama nie umiała czytać, ani z nich korzystać.
Cała ta wiedza, nieuporządkowana i chaotyczna, pozwoliła jej wyciągnąć jeden istotny wniosek. Człowiek, z którym przed chwilą rozmawiała, będzie za wszelką cenę dążył do jej zguby, a zadawanie jej cierpienia, uzna za powód do chwały.


W tym miejscu zatrzymamy na chwile główny nurt narracji, aby pozwolić sobie na małą dygresję. Niestety autor ma czasem denerwującą tendencję do czynienia pseudonaukowych dygresji w najmniej odpowiednim momencie. Dzięki temu popisuje się erudycją, która wywołuje złość u miłośników wartkiej akcji, i uśmiech politowania u tych bardziej wykształconych. Papier jest cierpliwy, niestety czytelnik znacznie mniej. Niemniej autor pozwala sobie zakładać, że jeśli dobrnęliście z nim do czwartego opowiadania o Weronice, to zdobył sobie choć trochę Waszej sympatii. Dlatego właśnie w tym miejscu pozwoli sobie wykorzystać tę okoliczność. Osoby bardziej niecierpliwe mogą zawsze pominąć ten fragment i czytać dalej. Ze swej strony autor obiecuje, że nie wnosi on nic istotnego do fabuły.
Przeróżni pisarze często, skądinąd dość nieśmiało, poruszali już problem erotycznego podłoża obsesji na punkcie czarownic i ich konsekwencji w postaci inkwizycyjnych tortur. Nie trzeba przy tym dodawać, że byli to pisarze antykościelni. Można więc posądzać ich o brak obiektywnego podejścia do problemu. Tak się jednak składa, że każda krytyka niesie ze sobą zarzut braku obiektywizmu, lub wręcz złośliwości, czy też innych niecnych intencji.
Spróbujmy uniknąć tej pułapki i przyjrzeć się praktykom inkwizytorskim z zachowaniem dużej dozy zrozumienia i (o ile to możliwe) sympatii nie tylko dla ofiar, ale także dla katów. Doskonałym przykładem będzie opisywany tutaj ojciec Ignatio. Jeśli nie udało się autorowi opisać go jako osoby nader sympatycznej, to przeprasza czytelnika. Nie zawsze wszystkie starania uwieńczone są sukcesem... Jedynym wytłumaczeniem i obroną pozostaje mierny talent literacki!
Igantio już od dzieciństwa wychowywany był w atmosferze niezwykłej pobożności. Z dużą surowością wpajano mu wstręt do grzechu oraz nienawiść do własnego ciała. Kiedy, już jako chłopiec spostrzegał u siebie męskie odruchy, drżał przerażony, że oto obraża Stwórcę. Był z natury obdarzony dużym temperamentem, co jeszcze bardziej potęgowało odczuwane napięcie. Lepiej w tym miejscu przemilczeć, w jaki sposób starał się hamować swoje odruchy. Autor nie chce zostać posądzony o perwersję. Czytelnicy z bardzo rozwiniętą wyobraźnia na pewno sobie tę lukę wypełnią, a ci mniej skłonni do takich skojarzeń będą mogli spać spokojniej.
Z czasem Ignatio doszedł do dużej wprawy w tym co po kilku wiekach psychologia nazwie wyparciem do podświadomości. Utwierdziło go to, że jest na jak najlepszej drodze do świętości. Objawy, które tak usilnie zwalczał, wreszcie na parę lat prawie zupełnie zanikły. Wstąpił do stanu duchownego i dzięki gorliwości zaczął robić szybką karierę. Jednak diabeł, czy to spersonifikowany – czy też nie, nie śpi, a przynajmniej nie pozwala uśpić się na długo.
Ojciec Ignatio żył w coraz większym napięciu. Zepchnięta gdzieś w głąb energia groziła wybuchem, pojawiały się myśli, które jak uważał obrażały Boga i jego stan duchowny. Przecież tak bardzo się starał! Kto więc był winny? Ten kto nieustannie wiódł go na pokuszenie, czyli... kobiety. Zwłaszcza te, które Boga się nie bały i czyhały na jego niewinną duszę, czyli? Nierządnice i... czarownice! Nierządnicom, nieznanym zrządzeniem losu, uszło na sucho te wodzenie biednego młodzieńca na pokuszenie. Z czarownicami rzecz się miała jednak inaczej...
Oczywiście cały ten proces myślowy nie odbywał się do końca w jego świadomości i był nieco bardziej skomplikowany, nam jednak wystarczy jego konkluzja. Teraz możemy lepiej zrozumieć motywy postępowania inkwizytora i choć częściowo oddać mu sprawiedliwość. Nikt inny tego nie zrobi! Przecież nie zrozumie go prosty lud żyjący bezrefleksyjnie. Nie możemy też oczekiwać takiego zrozumienia po Weronice. Co prawda jest wyjątkowo łagodna i wyrozumiała jak na czarownicę. No, ale jednak pozostaje czarownicą, a jak wiadomo czarownice w pewnych sprawach bywają nieco małostkowe. Jej aktualne położenie też tu raczej nie pomaga.
To może niedźwiedź? Wbrew powszechnemu przekonaniu misie to zwierzęta łagodne i spokojne dopóki nie zostaną sprowokowane. Prowokacje zwykle dotyczą trzech spraw: jedzenia, przerwania snu i naruszenia terytorium. Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia. Niedźwiedzie z reguły żyją samotnie, ale jeśli już obdarzą kogoś przyjaźnią, to traktują tę przyjaźń bardzo poważnie.
Czy nasz bohater został sprowokowany? Porwano Weronikę, która dawała mu ciasteczka. Wiadomo, że głodne misie źle sypiają. Wtargnięto na teren chaty, pod którą mieszkał. No i uwieziono jego przyjaciółkę. Teraz chyba łatwo odgadnąć, że nasz miś nie okaże zrozumienia dla psychicznych rozterek duchownego.
W tym miejscu rozlegają się głośne pytania niektórych czytelników o wampira, który pojawił się we wcześniejszych opowiadaniach. Niestety, jak dotychczas, nikomu nie udało się zbadać psychiki wampirów. Wszystkim, którzy mają aspiracje do prowadzenia takich badać przestrzegamy, że to zajęcie nader niebezpieczne.
Po tym krótkim hołdzie oddanym Freudowi (który skądinąd był naukowym szalbierzem i oszustem, a rację miał tylko w dość nikłym procencie swoich wypocin), wróćmy do głównego nurtu opowiadania...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz