sobota, 9 września 2017

JAŚ I MAŁGOSIA cz. 3


Weronika niosła ciało dziewczynki wprost do wsi. Gniew dodawał jej sił i prawie wcale nie czuła ciężaru jaki miała na rękach. Obok niej potulnie szedł Jaś, a za nimi człapał niedźwiedź.
Zatrzymali się dopiero przed chatą Wocla. Czarownica ułożyła delikatnie ciało na trawie, potem wstała i zawołała głośno:
  • Wocel, wychodź! Przyniosłam twoją córkę. Wychodź świnio i zobacz do czego ją doprowadziłeś!
Wszyscy, którzy akurat byli w wiosce, zebrali się w pewnym oddaleniu. Nie wiadomo, czy powodowała nimi ciekawość, czy też współczucie. Tylko przez delikatność nie będziemy roztrząsać tej kwestii i pozostaniemy przy optymistycznym poglądzie na ludzką naturę.
Na chwile zapadła cisza. Ludzie przepychali się, żeby zobaczyć co się stanie. Drzwi chaty otwarły się z trzaskiem. Stanął w nich Wocel. Ubrany w stare portki i rozpiętą płócienną koszulę, przedstawiał sobą obraz całkowitego zaniedbania. Niepewne ruchy zdradzały, że ma za sobą kolejną bliższą znajomość z dzbanem gorzały.
  • Czego?! - wychrypiał.
  • Doprowadziłeś córkę do samobójstwa... - zaczęła Weronika.
  • A odpierdol ty się ode mnie.
  • Nie! - Weronika czuła, że dzieje się z nią coś dziwnego. Mówiła i działała, tak jakby nie była sobą – Musisz odpowiedzieć za to co zrobiłeś!
  • Ja ci zara odpowiem... - mruknął chłop. Rozejrzał się wkoło i zobaczył oparte nieopodal o ścianę widły. Z niespodziewaną szybkością podbiegł do narzędzia, złapał je i ruszył w kierunku czarownicy.
Nikt ze stojących nieopodal nawet się nie ruszył, by pomóc dziewczynie. Tylko miś napiął mięśnie i szykował się do skoku, ale nie zdążył... Weronika zadziałała instynktownie. Wyciągnęła przed siebie rękę i w krótkim ułamku chwili skoncentrowała cały swój gniew w jednym punkcie. Jakaś niewidzialna siła uderzyła Wocla w pierś. Przeleciał kilka metrów w powietrzu i rąbnął z impetem o ścianę chałupy. Gdy odzyskał oddech, rozejrzał się wokół nieprzytomnym wzrokiem. Nie bardzo wiedział co się stało. Leżące nieopodal widły uniosły się w powietrzu, złamały na pół i upadły u stóp czarownicy. Przez tłum przeszło głuche westchnienie.
Weronika zmierzyła swojego przeciwnika wzrokiem. Pierwszy raz w życiu ogarnęła ją tak silna i niepohamowana wściekłość. Zebrała w sobie siły, by zabić i... opanowała się. Gdzieś w głębi duszy poczuła, iż nie powinna przekraczać tej granicy. Wiedziała, że może to zrobić, była w tym momencie świadoma swojej mocy, ale jednak coś ją powstrzymało.
Woclowi przeszła już ochota do walki.
- Moja córeczka! Moja kochana córeczka... - Zrobił ruch jakby chciał wstać i zbliżyć się do ciała dziewczynki, ale spojrzał na czarownicę i zrezygnował. Na czworakach dotarł do drzwi swojej chaty i zniknął w jej wnętrzu.
Weronika rozejrzała się wokół. Czuła się bardzo zmęczona i bardzo przygnębiona. Krótko mówiąc: miała kompletnie dość!
  • Pochowajcie ją – powiedziała wskazując leżące na trawie zwłoki dziewczynki – Czy ktoś zajmie się Jasiem i weźmie go do siebie? Tu nie powinien mieszkać.
  • Ja – z tłumu wysunęła się młoda kobieta i delikatnie wzięła chłopca za rękę.
Czarownica odwróciła się i wolno ruszyła w kierunku swojej chaty. Tuż za nią poczłapał miś, który miał wrażenie, że jakoś nie wszystko z tej historii rozumie. Ludzie jednak bywają dziwni!
W nocy ktoś podłożył ogień pod chatę Wocla. Spłonęła razem z właścicielem. Nikt we wsi nie próbował nawet gasić płomieni. Ludzie tylko pilnowali żeby ogień nie przeszedł na inne zabudowania. Potem bajano, że niby czarownica ściągnęła z nieba piorun i spaliła Woclową chatę.


Na drugi dzień młoda kobieta, która przygarnęła Jasia przyszła do Weroniki. Czarownica była niewyspana. Całą noc przepłakała, a niedźwiedź wlazł do swojej nory i wolał nie wychodzić, bo nie bardzo wiedział jak się zachować w tej sytuacji.
  • W nocy spłonęła chata Wocla – powiedziała kobieta – mówią, że to wy...
Weronika popatrzała na nią bez słowa.
  • Ale ja nie o tym... - zmieszała się tamta – Przyszłam powiedzieć, że proboszcz nie chce się zgodzić na pogrzeb Małgosi. Powiedział, że skoro się sama powiesiła to nie ma dla niej miejsca wśród dobrych chrześcijan!
  • Tak powiedział? - czarownicy wróciła dawna energia – Chyba muszę z nim porozmawiać, żeby mi bliżej wyłożył swoje racje.

Ksiądz proboszcz drzemał sobie spokojnie w ogródku za plebanią, gdy stanęła przed nim rozzłoszczona czarownica. Rozbudzony i wystraszony nie bardzo wiedział co powinien zrobić.
  • Dlaczego ksiądz nie chce pochować Małgosi?
  • Nie mogę! To niezgodne z prawem kanonicznym...
  • Co?!
  • Ona sama targnęła się na swoje życie. Samobójców nie chowa się w poświęconej ziemi...
  • Taa? - Weronika przybrała taką minę, że księdza przeszły ciarki. Uśmiechnęła się – Nigdy się nie zastanawiałam, czy zgodne z prawem kanonicznym jest to, że ksiądz odwiedza pewną chatę dwa razy w tygodniu...
  • A... ale...
  • Tak, wiem. Posługa duchowa. Odpuszczanie ciężkich grzechów, morderstw i gwałtów, tym którzy nie wykazują najmniejszej chęci poprawy, ale przynoszą kury, kaczki...
  • Hm... - ksiądz popatrzył daleko przed siebie, na drzewa, na ciągnące się po horyzont pola – Myślę, że jednak na pierwszym miejscu powinno być miłosierdzie. Ta dziewczynka wiele wycierpiała. Należy jej się porządny chrześcijański pogrzeb!
Weronika znowu się uśmiechnęła:
  • Nigdy nie wątpiłam, że u księdza proboszcza miłosierdzie jest na pierwszym miejscu.

I tak to właśnie było z Jasiem i Małgosią, a ludzie plotą i plotą, aż całą prawdę zatracą i wierutne kłamstwa opowiadają. Czemu tak się dzieje? Robią to z zawiści, głupoty, a może z wrodzonej temu gatunkowi niechęci do prawdy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz