We
wsi ludzie jakby unikali Weroniki. Na pytania o to się dzieje
z Gosią nie chcieli odpowiadać. Jedni się wykręcali, że nic nie
wiedzą, a inni stawali się bardzo milczący. Dziewczyna czuła, że
czegoś nie chcą jej powiedzieć. Uznała, że pytanie wprost nic
nie da.
-
Co u was słychać? - podeszła do grupki plotkujących kobiet, które przystanęły w drodze nad strumień. Na ziemi stały ciężkie balie pełne prania.
-
A dobrze, dobrze.
-
Dzieci zdrowe?
-
Mój ostatnio kaszlał, ale jakoś same mu przeszło.
-
Trzeba uważać, żeby coś gorszego z tego nie wynikło. Dużo nie trzeba żeby się ciężko rozchorować...
-
A tak Weroniko. Dzieciaki mrą jak muchy. Jak się piątkę urodzi to dobrze, jak choć dwójka dorośnie.
-
No tak, to przykre. Zresztą nie tylko dzieci – westchnęła czarownica
-
No, każdemu śmierć pisana. Tak już to Pan Bóg ustalił.
-
Choćby niedawno, Woclowa... – wtrąciła inna kobieta, ale pozostałe popatrzały na nią karcąco.
-
Tak, tak – pokiwała głową czarownica – a nie widzieliście czasem dzieci Woclów?
-
Im to lepiej dać teraz spokój...
-
Biedne dzieciaki – mruknęła ta, która wcześniej powiedziała o Woclowej, reszta kobiet znowu popatrzyła na nią z gniewem.
-
No dobra – zdenerwowała się Weronika. Uznała, że dyplomacja też nie daję zamierzonego efektu – Dość tego! Mówicie o co chodzi, jeśli nie chcecie mnie rozzłościć.
-
No bo... - popatrzyły po sobie niepewnie – o takich rzeczach to się nie gada, ale jak trzeba...
-
Trzeba!
-
No... po śmierci żony Wocel zaczął chlać, zapuścił chałupę i pole, ale najgorsze... zaczął w nocy córkę... Mówił, że mu tak bardzo żonę przypomina...
Do
świadomości dziewczyny powoli zaczęła docierać straszna prawda!
Teraz zrozumiała, dlaczego Gosia chciała nauczyć się zabijać
czarami.
-
I nikt z was nic nie zrobił?
-
Co mieliśmy robić? Takie rzeczy się zdarzają. W końcu to jego dziecko, jego chałupa...
Weronikę
ogarnęła wściekłość, ale nie wiedziała, że to dopiero
początek, że nim minie ten dzień będzie bardzo wściekłą i
bardzo złą czarownicą!
Poszła
do chaty Wocla. W środku było brudno i śmierdziało. Na podłodze
walały się rozbite dzbany i połamane krzesła. Na jednej ze ścian
było widać ślady wymiocin. Właściciel tego bałaganu leżał
pijany w swoim barłogu i nie reagował na pytania. Bełkotał przez
sen i przewracał się z boku na bok. Jasia i Małgosi nigdzie nie
było.
Gdy
Weronika w pośpiechu wracała do chaty, miała nadzieję, że może
tam znajdzie dzieci. Zamiast tego wybiegł na jej spotkanie
niedźwiedź. Było widać, ze bardzo się spieszył.
-
Szybko! Dzieci! - zawołał miś i zawrócił w stronę lasu. Dziewczynie nie pozostało nic innego jak pobiec za nim. Musiała się bardzo starać żeby nadążyć. Co jakiś czas brązowe cielsko znikało jej z pola widzenia w zaroślach.
Przez
dłuższy czas biegli pomiędzy drzewami, aż znaleźli się na
polance nad strumykiem. Nagle dziewczyna zatrzymała się gwałtownie.
To co zobaczyła było okropne. Na gałęzi rozłożystego drzewa tuż
nad powalonym pniakiem wisiała Małgosia! Wiatr delikatnie bujał
zwłokami.
Weronika
wskoczyła na pień i zaczęła nerwowo szarpać się ze sznurem. Nie
mogła uwolnić bezwładnego ciała dziewczynki. Ręce jej się
trzęsły. Miś stanął na pniu obok niej, machnął łapą i
pazurem przeciął sznur. Ciało Małgosi spadło na ziemię.
Czarownica uklękła obok i zaczęła szlochać.
-
Co tu się stało? - zapytała po chwili.
-
Nie wiem, zobaczyłem jak dzieci idą do lasu i czułem, że dzieje się coś złego więc pobiegłem po ciebie...
-
A gdzie Jaś? - zapytała.
-
Zaraz go poszukam – powiedział niedźwiedź zadowolony, że może się czymś zająć. W zaistniałej sytuacji czuł się dość niezręcznie. Przez chwilę węszył, a potem ruszył w ślad za chłopcem.
Weronika
została sama z ciałem Małgosi. Próbowała pozbierać myśli.
Czuła się winna. Mogła wcześniej domyślić się tego co się
dzieje i jakoś zapobiec tragedii. Dlaczego dziewczynka nic nie
powiedziała? No tak, to zawsze wygląda tak samo. Ludzie we wsi się
domyślali i nic nie zrobili. Tak było wygodniej. Może uważali, że
to nic takiego. Przecież to nie pierwszy taki przypadek. Teraz było
już za późno.
Po
pewnym czasie wrócił miś z Jasiem. Chłopiec nic nie mówił ani
nie płakał. Czarownica wstała i wzięła ciało Małgosi na ręce.
Była już spokojna, a przynajmniej takie robiła wrażenie.
Popatrzała na niedźwiedzia i na chłopca.
-
Chodźcie - powiedziała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz