piątek, 21 lipca 2017

ZABAWA I MLEKO cz. 2


Pobiegła z powrotem do chatki na polanie. Trup Hexy nadal leżał na posłaniu. Usiadła zrezygnowana przy stole. jej wzrok błądził po deskach stołowego blatu. Mogła spakować resztki jedzenia i uciec, ale niby dokąd? W każdej okolicznej wsi znajdzie się podobny Hawluk. Gdyby jakimś cudem przekonała tych tutaj, że stara rzeczywiście przekazała jej swoją wiedzę i moc to zyskałaby trochę czasu, a potem, kto wie, może naprawdę nauczyłaby się jakiś czarów?
Zdjęła z półki butelkę, z której czasem pociągała stara dla poprawienia sobie nastroju. Obok butelki postawiła mały drewniany kubek. Nalała i wypiła. Brrrr.... Fuj... Okropne. „Z tego chyba wiedzy o czarach mi nie przybędzie? No, ale może jednak..?”

Wychyliła kolejny kubek mętnego płynu. Smakował obrzydliwie, ale jakby już trochę mniej niż ten pierwszy.
Spokojnie Wera! Nie wariuj. Musisz zacząć myśleć...”
Do zielarki z Wyrwisk nie było po co iść. Jak każda baba zajmująca się takimi praktykami była bardzo zazdrosna o swoje sekrety. Nikt inny w okolicy się na tym nie zna... Nalała trzeci.
Brrr... Jak ona mogła to pić? Dość! Wystarczy tego świństwa, trzeba popróbować i przekonać się czym właściwie dysponuję.” Postanowiła przerwać ten wątpliwy eksperyment.
Ośmielona trzema kubkami i zdeterminowana zaistniałą sytuacją, podeszła do wielkiej starej szafy. Był to mebel, do którego zawartości starucha nie dopuszczała nikogo. Właściwie nie wiadomo jakim cudem ten stos spróchniałego drewna jeszcze trzymał się w kupie. Ostrożnie wyciągnęła jakąś zakurzoną flachę. Odkorkowała i powąchała zawartość. zakręciło jej w nosie. Kapnęła kroplę na stół... zadymiło i wypaliło w blacie małe wgłębienie. No nieźle! Dobrze, że nie próbowała tego pić. Przekonała się, iż musi być bardzo ostrożna ze specyfikami Hexy.
Wyjęła z szafy pęczek jakiś dziwnych ziół. Zaczęła je oglądać. Były podobne do tych jakie zanosiła kiedyś do wsi na gorączkę. Może się nadadzą dla krowy? Jak to sprawdzić?
Pójdę lasem naokoło do wsi – pomyślała – dam trochę psu Hawluka i zobaczę co się stanie. I tak nie mam już zbyt wiele do stracenia.”
Wyszła z chaty i ruszyła wśród drzew. Mrok już zapadał i wiatr huśtał wierzchołkami. Było cicho, chłodno i nawet dość przyjemnie. Pierwszy raz poczuła się wolna, ale była to jakaś smutna wolność, ciężka i przygniatająca.
Uszła już dość kawałek w las. Uznała, że może zmienić kierunek tak żeby dojść do wsi od drugiej strony. Nagle usłyszała coś dziwnego. Jakieś szamotanie i pomruki. Ostrożnie zbliżyła się do skraju polanki i zobaczyła coś... co miało zupełnie zmienić jej plany!
Zobaczyła wielkiego niedźwiedzia, który szamotał się z czymś, jakby próbował się uwolnić. Zaciekawiona zapomniała na chwilę o strachu i wyszła na polankę. Podeszła bliżej.


Niedźwiedź siedział na ziemi i mruczał z bólu. Ogromne sidła zatrzasnęły się na jego tylnej łapie. Zwierzę spoglądało żałośnie na dziewczynę. Weronika po chwili wahania zbliżyła się do niego. Położyła na ziemi trzymane w ręce zioła i złapała za szczęki sidła. Pociągnęła z całej siły, aż krople potu ukazały się na jej czole. Po krótkim zmaganiu wreszcie udało się rozewrzeć stalowe szczęki i zwierzak wyciągnął łapę. Jak wszystkie misie był nieustannie głodny, wiec pierwsze co zrobił to pożarł upuszczone przez dziewczynę zioła i wtedy stało się z nim coś dziwnego... Zaczął jakoś nienaturalnie potrząsać pyskiem mlaskać, a wreszcie powiedział:
  • Cholera, co to było?
Weronika zaniemówiła z wrażenia. Był to jej pierwszy kontakt z żywym niedźwiedziem, ale sądziła że tak jak i inne normalne zwierzęta, misie nie mówią ludzkim głosem.
  • Ty mówisz? - odpowiedziała niepewnie pytaniem na pytanie.
  • Sam jestem zdziwiony – odparł miś – nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. To chyba po tym paskudnym zielsku!
  • Przepraszam – powiedziała Weronika – nie chciałam ci zrobić nic złego...
  • Nie szkodzi – machnął łapą i podrapał się po kudłatym łbie – przecież mi pomogłaś, a te mówienie to tak bardzo nie przeszkadza. Jakoś z tym wytrzymam. Nie masz przypadkiem jeszcze czegoś do zjedzenia? Ale... bardziej normalnego.
  • Niestety – rozłożyła bezradnie ręce.
Niedźwiedź popatrzył na dziewczynę uważnie.
  • Wyglądasz jakby coś cię bardzo martwiło – powiedział – Może mogę ci jakoś pomóc w zamian za uwolnienie?
  • No cóż... - westchnęła Weronika – Rzeczywiście mam poważny problem, ale nie sądzę żebyś mógł mi pomóc.
  • To może jednak mi opowiesz i zobaczymy co da się zrobić.
Miś usiadł na trawie w pewnym oddaleniu od sideł, słuchał opowieści dziewczyny i sprawdzał jak się ma jego przytrzaśnięta sidłami łapa. Gdy Weronika skończyła powiedział:
  • Mam na to sposób. Pójdziemy do kogoś kto był zielarzem. Teraz jest wampirem na cmentarzu w Górkach. Możemy tam zaraz iść. Już zapadł zmrok, więc niedługo się obudzi.
  • Wampirem? - dziewczyna próbowała pozbierać myśli. Najpierw gadający niedźwiedź, a teraz wampir. No ale cóż miała robić w tej sytuacji? Błąkać się od wsi do wsi? Długo, by w ten sposób nie przeżyła. Gadający miś i wampir to w końcu towarzystwo w sam raz dla... czarownicy!!! - No dobrze to chodźmy na cmentarz. Ale zanim pójdziemy opatrzę ci tę łapę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz