środa, 18 lipca 2018

Czarownica i święty cz. 1


"...każda dobra historia musi się zacząć od masakry..."
Joanna Jodełka

"...ludzkość nie jest największym arcydziełem Boga..."
Aleksander Dumas, syn

"Czasami okrucieństwo walczy po stronie dobra"
Jo Nesbo


Miraculum Dei
Nadzwyczajny dokument Kongregacji Nauki Wiary
na temat pojawiających się legend o bitwie na Burzowych Wzgórzach (fragmenty)

"(...) Wszyscy znamy historię wielkiej bitwy, która 347 lat temu uratowała naszą cywilizację od zalewu koczowników. Mieliśmy wówczas do czynienia z jedyną znaną tak bezpośrednią interwencją Boga w ostatnich wiekach, która uratowała chrześcijaństwo. Dlatego z niepokojem wsłuchujemy się w docierające do nas pogłoski o ciągle odradzających się legendach jakoby to nie Bóg wówczas interweniował, ale jakaś czarownica lub może nawet sam duch nieczysty. Podobne opowieści są znane już od wieków, a dokładniej pojawiły się zaraz po owym tak znaczącym wydarzeniu. Mając na uwadze dobro wiernych i zbawienie ich dusz, przestrzegamy przed dawaniem wiary tym historiom. Grzechem bowiem jest odmawiać Bogu Jego chwały i oddawać ją siłom nieczystym. (...)

(...) Wiadomym jest, że żadne badania historyczne nie dowiodły, że czarownica zwana Weroniką, bo takie miano nadano jej w tych legendach powtarzanych przez lud, istniała. Jest postacią najprawdopodobniej wymyśloną, a zatem nie mogła uczestniczyć w wydarzeniach na Burzowych Wzgórzach i być sprawczynią zwycięstwa. To głównie modlitwom świętobliwego biskupa Aleksandra zawdzięczamy boską interwencję i zwycięstwo. Jak i modlitwom świętego Pelagiusza, który (...)
(...) Dlatego każdy kto próbuje interpretować te wydarzenia niezgodnie z nauczaniem Kościoła - trwałym i przez wieki niezmiennym - i wykładnią przedstawioną w tym dokumencie, naraża swą duszę na wieczne potępienie i utratę łaski Bożej. (...)"


Wiem, że wybory w życiu nie są łatwe. Nigdy. Żyję wystarczająco długo, by przestać wierzyć w dobre rady wszelakiej maści pobożnisiów i naiwniaków. Widziałam już wystarczająco dużo, by stracić chęć do życia. By popaść w obłęd. W zasadzie już mi się to prawie zdarzyło. Nie wiem czemu mimo to ciągle wracam. Coś - mimo wszystko - pcha mnie do życia. Czasem spotykam na mojej drodze kogoś, dla kogo warto się postarać. Potem ten ktoś mnie rozczarowuje lub zdumiewa. Niekiedy nie wiem co wtedy myśleć o danej osobie. Mimo setek lat, jakie przeżyłam, ciągle nie znam się na ludziach. Tak właśnie było z nią! Wydawała się naiwna i niewinna, a spowodowała największą masakrę, jaką widział świat. Wiem kto jej wtedy pomógł i tym bardziej mnie to przeraża i wprawia w konsternację. Nikt nigdy nie wychodzi ze współpracy w nim nietknięty psychicznie. Ona też nie mogła.
Była też inna, tak kiedyś mi droga. Zostawiłam ją niewinną, by potem zetknąć się z przejawami wielkiego zła. Było w tym wiele mojej winy, że taka się stała. Nikt jednak do końca nie może przewidzieć skutków swoich działań i decyzji. Nawet ktoś taki jak ja - Eleonora.

Pelagiusz szedł zakurzoną drogą wspierając się na swym kosturze. Był człowiekiem wielkiej pobożności i pielgrzymował właśnie do królewskiego miasta, by wysłuchać opowieści świadków o cudzie, jaki miał miejsce kilka miesięcy wcześniej. Chciał też spotkać i poznać pobożnego biskupa Aleksandra. Choć był mężczyzną bardzo wysokim, to jednocześnie mocno wychudzonym. Długie posty i jeszcze dłuższe marszruty zrobiły swoje. Stare połatane ubrania leżały na nim jak na przysłowiowym strachu na wróble, chociaż tak naprawdę trzeba uczciwie przyznać, że wielu wieśniaków ubierało swoje strachy dużo bardziej okazale i wytwornie.
Nie przejmował się zbytnio swoim strojem, ani też odczuwanym chłodem. Głód mu trochę dokuczał, ale i do tego się przyzwyczaił. Wręcz przyjmował te niedogodności, jako coś wspaniałego, co podnosiło jego ducha na wyższy poziom. Dawało mu wgląd w sprawy wyższe i ważniejsze niż tylko ogrzanie i nasycenie ciała.

Chata Weroniki stała od kilku miesięcy pusta i nikt nie wiedział co się z nią stało. Wieśniacy przychodzący po pomoc odchodzili z kwitkiem. Nie potrafiły jej znaleźć nawet inne czarownice, a niedźwiedzia jakoś nikt nie chciał pytać. Zresztą ten też gdzieś się zapodział. Tak naprawdę dobrze wiedział gdzie szukać, ale uważał, że jeszcze nie czas na to. Pewne sprawy muszą dojrzeć.

Zrozumiał, że zmylił drogę i zabłądził. Nigdzie nie było widać żadnych ludzkich siedzib. Las zamiast się przejaśniać, zaczął się gęstnieć. Uznał, że nie należało bezwzględnie ufać chłopom, który pokazali mu ten skrót z dala od gościńca. Być może dla nich był oczywisty. Dla niego stał się pułapką. Nie miał ochoty spać w lesie. Słyszał, że można tu łatwo spotkać wilki lub niedźwiedzie, a te raczej nie bywają przyjazne. Ktoś kto nie umiał walczyć i nie miał broni był dla nich upragnionym łupem i posiłkiem jednocześnie. Do tej pory zwykle nocował w karczmach lub chłopskich chatach, czasem w miastach w kupieckich domach, więc nie miał nawet czym rozpalić ognia.
W zasadzie nie powinien się obawiać o swoje życie. Wszystko było w rękach Boga, a przecież dobrze byłoby już trafić do nieba i cieszyć się radością oglądania Stwórcy. Tak niby było, ale w ciemnym lesie wszystko wyglądało jakoś na opak. Bóg nagle stawał się daleki i mniej realny, a niebezpieczeństwa zyskiwały na sile. Pojawił się też strach, którego Pelagiusz nie powinien odczuwać w swoim bogobojnym sercu.

Przyszła z daleka. Właściwie nikt nie wiedział skąd. Władała magią o jakiej nikt w tych okolicach jeszcze nie słyszał, a tym bardziej jakiej nie widział. Wyśpiewywała dziwne drapieżne pieśni i podporządkowywała sobie wszystkich i wszystko. Na początku opanowała stado wilków mieszkających w lasach. Nasłała je na dużą wieś i kazała zabijać. Wilki rozszarpywały ludzi z zajadłością, do której nie posuwały się nigdy wcześniej. Nawet w okresach ciężkich zim i straszliwego głodu. Tylko kilka udało się ubić. Reszta zabiła wszystkich mieszkańców: mężczyzn, kobiety i dzieci.
Jej straszliwa pieśń zawisła grozą nad całym krajem. Była dziwna. Składała się z drapieżnych i pozornie atonalnych dźwięków. Była nie tyle muzyką co nawoływaniem do zła. I do posłuszeństwa - tylko jej i jej zamysłom.
Nie wszystkie wsie były atakowane przez wilki. Czasem na ludzi spadały całe chmary wściekłych ptaków. Było i tak, że w niektórych zaczynały dziać się dziwne rzeczy. Nagle z pieców wystawały ręce i nogi. Gdy mieszkańcy domu zamierali na chwilę w przerażeniu - machały do nich i znikały. Działo się tak szczególnie tam, gdzie cmentarz znajdował się blisko wsi. Ten fakt oraz stan owych kończyn wskazywał na to, że należą do zmarłych. Niektóre były nadgniłe i odpadały z nich skóra i mięso. Potem kawałki opadłe na podłogę znikały jak i całe reszta. Wprawdzie nikomu nie robiły krzywdy, ale groza jaką budziły była wystarczającym problemem. Niektórzy uciekali ze swoich domów szukając schronienia u krewnych w innych wsiach i miejscowościach. Tam, gdzie to zjawisko nie występowało. Doszło też do kilku samobójstw, a jednej staruszce stanęło serce ze strachu.


Był już tak zziębnięty, że czuł się jak we śnie. Nie była to wprawdzie zima, ale nocny chłód mocno przenikał jego wygłodzone i osłabione postami oraz długą drogą ciało. Gdy w pewnym momencie zobaczył wejście do jaskini, nie był pewny czy to nie przewidzenie. Podszedł bliżej i rozgarnął krzewy, które je częściowo przysłaniały. Uznał, że to dobre miejsce, by odpocząć i się ogrzać. Może w środku, w miejscu osłoniętym od wiatru uda się rozpalić ogień i trochę ogrzać. Miał w kieszeni hubkę, choć jak dotąd rzadko jej używał. Wszedł, by sprawdzić wnętrze zamierzając później zebrać trochę chrustu. Jednak jaskinia była o wiele większa niż początkowo myślał. Skalny korytarz nagle zakręcał w prawo, a dalej za załomem zobaczył - pełgające w ciemnościach płomienie! Ktoś tam był i ten ktoś rozpalił ogień.


Ostrożnie podszedł bliżej i wtedy zobaczył siedzącą przy ognisku kobietę. Młodą kobietę. Zadawanie się na odludziu z młodymi kobietami nie było zbyt wskazane dla pobożnych pielgrzymów. Jednak przejmujący chłód przeważył inne względy i Pelagiusz podszedł bliżej.
- Siadaj - powiedziała nie oglądając się - Możesz się ogrzać skoro już tu trafiłeś. Jedzenia dużo nie zostało, ale poczęstuj się.
- Dziękuję - odpowiedział i usiadł naprzeciwko niej. Była młoda i dość ładna, jak ocenił wbrew sobie. Jej ciemne włosy lśniły w blasku ognia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz