"...każda
dobra historia musi się zacząć od masakry..."
Joanna
Jodełka
"...ludzkość
nie jest największym arcydziełem Boga..."
Aleksander
Dumas, syn
"Czasami
okrucieństwo walczy po stronie dobra"
Jo
Nesbo
Miraculum
Dei
Nadzwyczajny
dokument Kongregacji Nauki Wiary
na
temat pojawiających się legend o bitwie na Burzowych Wzgórzach
(fragmenty)
"(...)
Wszyscy znamy historię wielkiej bitwy, która 347 lat temu uratowała
naszą cywilizację od zalewu koczowników. Mieliśmy wówczas do
czynienia z jedyną znaną tak bezpośrednią interwencją Boga w
ostatnich wiekach, która uratowała chrześcijaństwo. Dlatego z
niepokojem wsłuchujemy się w docierające do nas pogłoski o ciągle
odradzających się legendach jakoby to nie Bóg wówczas
interweniował, ale jakaś czarownica lub może nawet sam duch
nieczysty. Podobne opowieści są znane już od wieków, a dokładniej
pojawiły się zaraz po owym tak znaczącym wydarzeniu. Mając na
uwadze dobro wiernych i zbawienie ich dusz, przestrzegamy przed
dawaniem wiary tym historiom. Grzechem bowiem jest odmawiać Bogu
Jego chwały i oddawać ją siłom nieczystym. (...)
(...)
Wiadomym jest, że żadne badania historyczne nie dowiodły, że
czarownica zwana Weroniką, bo takie miano nadano jej w tych
legendach powtarzanych przez lud, istniała. Jest postacią
najprawdopodobniej wymyśloną, a zatem nie mogła uczestniczyć w
wydarzeniach na Burzowych Wzgórzach i być sprawczynią zwycięstwa.
To głównie modlitwom świętobliwego biskupa Aleksandra
zawdzięczamy boską interwencję i zwycięstwo. Jak i modlitwom
świętego Pelagiusza, który (...)
(...)
Dlatego każdy kto próbuje interpretować te wydarzenia niezgodnie z
nauczaniem Kościoła - trwałym i przez wieki niezmiennym - i
wykładnią przedstawioną w tym dokumencie, naraża swą duszę na
wieczne potępienie i utratę łaski Bożej. (...)"
Wiem,
że wybory w życiu nie są łatwe. Nigdy. Żyję wystarczająco
długo, by przestać wierzyć w dobre rady wszelakiej maści
pobożnisiów i naiwniaków. Widziałam już wystarczająco dużo, by
stracić chęć do życia. By popaść w obłęd. W zasadzie już mi
się to prawie zdarzyło. Nie wiem czemu mimo to ciągle wracam. Coś
- mimo wszystko - pcha mnie do życia. Czasem spotykam na mojej
drodze kogoś, dla kogo warto się postarać. Potem ten ktoś mnie
rozczarowuje lub zdumiewa. Niekiedy nie wiem co wtedy myśleć o
danej osobie. Mimo setek lat, jakie przeżyłam, ciągle nie znam się
na ludziach. Tak właśnie było z nią! Wydawała się naiwna i
niewinna, a spowodowała największą masakrę, jaką widział świat.
Wiem kto jej wtedy pomógł i tym bardziej mnie to przeraża i
wprawia w konsternację. Nikt nigdy nie wychodzi ze współpracy w
nim nietknięty psychicznie. Ona też nie mogła.
Była
też inna, tak kiedyś mi droga. Zostawiłam ją niewinną, by potem
zetknąć się z przejawami wielkiego zła. Było w tym wiele mojej
winy, że taka się stała. Nikt jednak do końca nie może
przewidzieć skutków swoich działań i decyzji. Nawet ktoś taki
jak ja - Eleonora.
Pelagiusz
szedł zakurzoną drogą wspierając się na swym kosturze.
Był człowiekiem wielkiej pobożności i pielgrzymował właśnie do
królewskiego miasta, by wysłuchać opowieści świadków o cudzie,
jaki miał miejsce kilka miesięcy wcześniej. Chciał też spotkać
i poznać pobożnego biskupa Aleksandra. Choć był mężczyzną
bardzo wysokim, to jednocześnie mocno wychudzonym. Długie posty i
jeszcze dłuższe marszruty zrobiły swoje. Stare połatane ubrania
leżały na nim jak na przysłowiowym strachu na wróble, chociaż
tak naprawdę trzeba uczciwie przyznać, że wielu wieśniaków
ubierało swoje strachy dużo bardziej okazale i wytwornie.
Nie
przejmował się zbytnio swoim strojem, ani też odczuwanym chłodem.
Głód mu trochę dokuczał, ale i do tego się przyzwyczaił. Wręcz
przyjmował te niedogodności, jako coś wspaniałego, co podnosiło
jego ducha na wyższy poziom. Dawało mu wgląd w sprawy wyższe i
ważniejsze niż tylko ogrzanie i nasycenie ciała.
Chata
Weroniki stała od kilku miesięcy pusta i nikt nie wiedział co się
z nią stało. Wieśniacy przychodzący po pomoc odchodzili z
kwitkiem. Nie potrafiły jej znaleźć nawet inne czarownice, a
niedźwiedzia jakoś nikt nie chciał pytać. Zresztą ten też
gdzieś się zapodział. Tak naprawdę dobrze wiedział gdzie szukać,
ale uważał, że jeszcze nie czas na to. Pewne sprawy muszą
dojrzeć.
Zrozumiał, że zmylił drogę
i zabłądził. Nigdzie nie było widać żadnych ludzkich siedzib.
Las zamiast się przejaśniać, zaczął się gęstnieć. Uznał, że
nie należało bezwzględnie ufać chłopom, który pokazali mu ten
skrót z dala od gościńca. Być może dla nich był oczywisty. Dla
niego stał się pułapką. Nie miał ochoty spać w lesie. Słyszał,
że można tu łatwo spotkać wilki lub niedźwiedzie, a te raczej
nie bywają przyjazne. Ktoś kto nie umiał walczyć i nie miał
broni był dla nich upragnionym łupem i posiłkiem jednocześnie. Do
tej pory zwykle nocował w karczmach lub chłopskich chatach, czasem
w miastach w kupieckich domach, więc nie miał nawet czym rozpalić
ognia.
W
zasadzie nie powinien się obawiać o swoje życie. Wszystko było w
rękach Boga, a przecież dobrze byłoby już trafić do nieba i
cieszyć się radością oglądania Stwórcy. Tak niby było, ale w
ciemnym lesie wszystko wyglądało jakoś na opak. Bóg nagle stawał
się daleki i mniej realny, a niebezpieczeństwa zyskiwały na sile.
Pojawił się też strach, którego Pelagiusz nie powinien odczuwać
w swoim bogobojnym sercu.
Przyszła
z daleka. Właściwie nikt nie wiedział skąd. Władała magią o
jakiej nikt w tych okolicach jeszcze nie słyszał, a tym bardziej
jakiej nie widział. Wyśpiewywała dziwne drapieżne pieśni i
podporządkowywała sobie wszystkich i wszystko. Na początku
opanowała stado wilków mieszkających w lasach. Nasłała je na
dużą wieś i kazała zabijać. Wilki rozszarpywały ludzi z
zajadłością, do której nie posuwały się nigdy wcześniej. Nawet
w okresach ciężkich zim i straszliwego głodu. Tylko kilka udało
się ubić. Reszta zabiła wszystkich mieszkańców: mężczyzn,
kobiety i dzieci.
Jej
straszliwa pieśń zawisła grozą nad całym krajem. Była dziwna.
Składała się z drapieżnych i pozornie atonalnych dźwięków.
Była nie tyle muzyką co nawoływaniem do zła. I do posłuszeństwa
- tylko jej i jej zamysłom.
Nie
wszystkie wsie były atakowane przez wilki. Czasem na ludzi spadały
całe chmary wściekłych ptaków. Było i tak, że w niektórych
zaczynały dziać się dziwne rzeczy. Nagle z pieców wystawały ręce
i nogi. Gdy mieszkańcy domu zamierali na chwilę w przerażeniu -
machały do nich i znikały. Działo się tak szczególnie tam, gdzie
cmentarz znajdował się blisko wsi. Ten fakt oraz stan owych kończyn
wskazywał na to, że należą do zmarłych. Niektóre były nadgniłe
i odpadały z nich skóra i mięso. Potem kawałki opadłe na podłogę
znikały jak i całe reszta. Wprawdzie nikomu nie robiły krzywdy,
ale groza jaką budziły była wystarczającym problemem. Niektórzy
uciekali ze swoich domów szukając schronienia u krewnych w innych
wsiach i miejscowościach. Tam, gdzie to zjawisko nie występowało.
Doszło też do kilku samobójstw, a jednej staruszce stanęło serce
ze strachu.
Był
już tak zziębnięty, że czuł się jak we śnie. Nie była to
wprawdzie zima, ale nocny chłód mocno przenikał jego wygłodzone i
osłabione postami oraz długą drogą ciało. Gdy w pewnym momencie
zobaczył wejście do jaskini, nie był pewny czy to nie
przewidzenie. Podszedł
bliżej i rozgarnął krzewy, które je częściowo przysłaniały.
Uznał, że to dobre miejsce, by odpocząć i się ogrzać. Może w
środku, w miejscu osłoniętym od wiatru uda się rozpalić ogień i
trochę ogrzać. Miał w kieszeni hubkę, choć jak dotąd rzadko jej
używał. Wszedł, by sprawdzić wnętrze zamierzając później
zebrać trochę chrustu. Jednak jaskinia była o wiele większa niż
początkowo myślał. Skalny korytarz nagle zakręcał w prawo, a
dalej za załomem zobaczył - pełgające w ciemnościach płomienie!
Ktoś tam był i ten ktoś rozpalił ogień.
Ostrożnie
podszedł bliżej i wtedy zobaczył siedzącą przy ognisku kobietę.
Młodą kobietę. Zadawanie się na odludziu z młodymi kobietami nie
było zbyt wskazane dla pobożnych pielgrzymów. Jednak przejmujący
chłód przeważył inne względy i Pelagiusz podszedł bliżej.
-
Siadaj - powiedziała nie oglądając się - Możesz się ogrzać
skoro już tu trafiłeś. Jedzenia dużo nie zostało, ale poczęstuj
się.
-
Dziękuję - odpowiedział i usiadł naprzeciwko niej. Była młoda i
dość ładna, jak ocenił wbrew sobie. Jej ciemne włosy lśniły w
blasku ognia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz