Proboszcz
od kilku dni miotał się wewnętrznie. Nawet apetyt przestał mu
dopisywać i cierpiał na bezsenność. Z jednej strony bał
się czarownicy, a z drugiej czuł się trochę odpowiedzialny za
powierzoną sobie trzódkę. Sam słyszał, że czarownice są złe,
urągają Bożemu miłosierdziu, bluźnią w swoich zaklęciach i
deprawują dzieci Kościoła. W sumie ta Weronika wyglądała całkiem
niewinnie, ale pewnie właśnie na tym polegał szatański podstęp!
Niby ludzi leczyła, łagodziła bóle i inne dolegliwości..., ale
jak to się wszystko miało do nieśmiertelnej duszy? Czy ci, którzy
korzystają z jej usług nie narażają się na wieczne potępienie?
Jeśli tak, to odpowiedzialność spada na niego. Jest pasterzem tej
wspólnoty. Musi coś zrobić. Sam bał się zadzierać z czarownicą.
Nie wiadomo jakimi mocami dysponuje. Może napisać list do biskupa?
Jeśli nie ma racji to tylko się ośmieszy, albo nawet biskup mu
probostwo zabierze. Jak wybrnąć z tej trudnej sytuacji?
Poszedł
do kościoła. Rzadko tu zachodzi poza porą mszy i nabożeństw.
Osobliwa atmosfera świątyni podziałała na niego kojąco. Padł na
kolana przed ołtarzem i modlił się żarliwie. Była to żarliwość
raczej u niego na co dzień niespotykana. Po raz pierwszy myśli nie
uciekały do innych spraw, tylko strach uciskający żołądek bardzo
go męczył.
Trwał
tak na modlitwie dość długo. Zatracił poczucie czasu. Nagle stał
się... cud! Skromny wiejski proboszcz doświadczył objawienia i
usłyszał tajemniczy głos, który mógł pochodzić tylko z
niebios:
-
Nie smuć się mój najukochańszy synu. Twoje modlitwy zostały wysłuchane – tonacja i dziwne brzemienne jednoznacznie wskazywały, iż nie mógł to być głos ludzki.
-
Nie zaprzątaj sobie głowy Weroniką, którą ludzie nazywają czarownicą...
-
Ale...
-
Jest to moje dziecko ukochane i czyni moją wolę. To co zrobiła Hawlukowi, to po to by więcej nie grzeszył nieczystością.
-
No przecież... ale... ona nawet do kościoła nie chodzi.
-
Nie tobie synu oceniać drogi, jakimi chadza Opatrzność. Zakryte to jest nawet przed najmądrzejszymi. Pozwól jej czynić co do niej należy, a ty sam czyń co twoją powinnością. Teraz cię błogosławię, by przywrócić pokój twej duszy.
Wszystko
ucichło. Proboszcz czuł gwałtowne bicie serca i wzruszenie.
„Panie, dziękuję Ci za to światło. Obiecuję też, że poprawię
się z wszystkich moich grzechów." Odmówił jeszcze dziesiątkę
różańca, podniósł się z kolan i na drżących nogach wyszedł z
kościoła.
Wrócił
na plebanię, ze smakiem zjadł przygotowaną przez gospodynię
jajecznicę na boczku i poszedł do swojej izby. Tam przed wielkim
krucyfiksem padł jeszcze raz na kolana i z głębokim nabożeństwem,
jakiego nie odczuwał już od lat odmówił brewiarzową Kompletę.
Na koniec pomyślał: „Dziękuję Ci Panie, że tak dziś
wyróżniłeś i wsparłeś radą swego pokornego sługę.”
Zdmuchnął
świecę i położył się do łóżka. Pomyślał jeszcze przed
zaśnięciem, że w najbliższą niedzielę ogłosi z ambony, iż
sprawę dokładnie zbadał i ludzie mają się nie czepiać
czarownicy. Nic złego nie robi, a wiele dobrego Bóg przez nią
czyni. Tej nocy ksiądz proboszcz po raz pierwszy od dłuższego
czasu zasnął spokojnie i śniły mu się rajskie ogrody
przepełnione anielskimi śpiewami.
Kiedy
już na plebani pogasły światła i zrobiło się cicho, miś sapiąc
wydostał się z konfesjonału otwarł delikatnie drzwi kościoła i
spokojnie poczłapał w stronę lasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz