Gdy
otworzyła oczy, leżała na zielonej trawie. Nad nią
rozpościerało się piękne niebieskie niebo zasłaniane tylko
częściowo przez gałęzie drzew. Nim zdążyła pomyśleć o
ewentualnym miejscu, do którego trafiają czarownice po śmierci,
poczuła ból w karku i całych plecach.
Po śmierci, chyba nie
powinno tak boleć? Potem zobaczyła stojącą nieopodal rudą
dziewczynę. Izabella przypatrywała się jej ze złośliwym
uśmieszkiem i wycierała zakrwawione ostrze miecza trawą.
-
Obudziłaś się? - zapytała - Nie uważasz, że w czasie walki z
potworami nie należy ucinać sobie drzemki?
-
Co się stało?
-
Stwierdziłam, że nie dajesz sobie rady, więc ciachnęłam tego
drugiego. I tyle.
-
Uratowałaś mi życie! - powiedziała podnosząc się niepewnie na
nogi Weronika. Mocno kręciło jej się w głowie. Oparła się o
drzewo.
-
Cóż, skutek uboczny zabicia potwora...
Być
może oczekujecie, że teraz napiszę, iż był to początek wielkiej
przyjaźni. Zachowajmy jednak umiar i powściągliwość. Obie
dziewczyny na tyle oddziaływały sobie na nerwy, że nie mogły
nagle po prostu zapłonąć do siebie wielką miłością i umawiać
się co sobotę na ploty. Takie rzeczy to nie między czarownicami!
-
Mimo wszystko dziękuję - powiedziała Weronika
-
Kiedyś się upomnę o dług, a póki co mam tylko małą prośbę.
Nie wspominaj tym starym babsztylom przeświadczonym o swojej
mądrości, że brałam w tym udział. Medalu i tak mi nie dadzą -
wydęła usta jak do pocałunku - Tobie zresztą też nie -
uśmiechnęła się.
Weronika
stała na polanie przed radą czarownic. Tym razem nie było w jej
postawie nic z niepewności czy nieśmiałości. Mówiła spokojnie,
ale stanowczo:
-
Zrobiłam co chciałyście. Teraz wracam do siebie. Nie mam ochoty
wam podlegać ani przychodzić na wasze tak ważne spotkania. Skoro
jesteście tak potężne, by mnie to tego zmusić, to czemu potrzebna
była wam niedoświadczona młoda czarownica? - uśmiechnęła się
lekko ironicznie - Gdy znowu zabrakło wam potęgi czy mądrości w
walce z jakimś złem, to oczywiście możecie po mnie posłać.
Jednak lepiej po prostu dajcie mi spokój. Możemy żyć obok siebie
i nie wchodzić sobie w drogę. Zastraszyłyście mnie i
szantażowały. Teraz koniec z tym. Też mam swoje sposoby, by
uprzykrzyć wam życie. Nie zmuszajcie mnie, bym musiała ich użyć.
Stare
czarownice siedziały jak zamurowane. Jedna czy druga chciała się
odezwać, ale jakoś nie bardzo wiedziała co powiedzieć. Takiej
bezczelności nie widziano na tej polanie od wieków. Z drugiej
strony czuły się trochę winne i po cichu przyznawały Weronice
rację. Stojąca nieopodal Izabella uśmiechała się całkiem
otwarcie. Nie był to radosny uśmiech, był to najbardziej złośliwy
uśmiech na świecie. Ruda wiedźma pomyślała, że tak całkiem nie
zmarnowała dnia. Z tej małej jeszcze będą ludzie.
Weronika
odwróciła się na pięcie i ruszyła przez las. W domu czekała ją
praca. Trzeba napiec ciastek dla niedźwiedzia i przygotować zioła
do suszenia. Przez tę całą politykę miała poważne zaległości.
Miś
z zaciekawieniem słuchał opowieści przyjaciółki zagryzając
ciastka. Gdy skończyła zamyślił się na dłuższą chwilę.
Wreszcie odezwał się z pewnym wahaniem:
-
Należało mnie zawezwać. Teraz masz u niej dług no i... nie można
będzie tak po prostu pacnąć tego wilka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz