-
Czego tu chcesz? - Weronika otrząsnęła się z wrażenia w jakie
wprawiła ją Izabela
-
Jakaś ty niegościnna - westchnęła tamta wydymając lekko usta.
Robiła wrażenie urażonej dziewczynki, którą ktoś skrytykował
za nieładną sukienkę.
Weronika
nie odpowiedziała. Odłożyła zioła i zabrała się za swoje
zwykłe zajęcia. Tamta przyglądała się jej z mieszanką
zainteresowania i zdumienia. Czas mijał. Weronika przygotowywała
zioła do suszenia, a Izabella siedziała i wpatrywała się w nią.
Wreszcie nie wytrzymała.
-
Słuchaj mała, chyba nie masz zamiaru bez końca mnie ignorować?
Co? - znowu zrobiła minę urażonej dziewczynki. Weronika odłożyła
zioła i powoli odwróciła się do niej. Już miała odpowiedzieć,
gdy przez drzwi wetknął łeb niedźwiedź i stwierdził:
-
Kręci się tu jakiś duży wilk. Mogę go pacnąć?
Izabella
zerwała się jak oparzona. Złość przeważyła nad zdziwieniem, że
oto ma do czynienia z gadającym misiem.
-
Nie waż się ruszać mojego wilka!
-
A ty to kto? - spytał niezrażony miś
-
Co tu się dzieje? Jestem Izabela! Czy wreszcie możecie mnie
posłuchać i... zostaw mojego wilka w spokoju.
-
Dobra, dobra. Pacnę go kiedy indziej - stwierdził pojednawczo
niedźwiedź.
Kolejny
poród. Kolejne dziecko i kolejna zdechła krowa. Zawodzenie chóru i
płacz rodzącej. Kapłan odebrał niemowlę i włożył je we
wnętrzności zwierzęcia. Szeptał zaklęcia zaszywając skórę.
Gdy jak poprzednio, rozciął po chwili na nowo martwą krowę - z
jej wnętrza wyłonił się potwór. Zaczął się czas grozy...
Ariela
była doświadczoną czarownicą. Nie tylko leczyła, bo w zasadzie
akurat leczenie nie szło jej najlepiej, ale doskonale posługiwała
się magią w walce. To dzięki niej wojska króla wygrały decydującą
bitwę 257 lat temu. Nic więc dziwnego, że rada wybrała ją do
tego, by spróbowała zażegnać zagrożenie. Wprawdzie pojawiły się
głosy protestu ze względu na proroctwo sprzed kilku dni, ale
ostatecznie przeważył głos rozsądku. Nikt kto żyje kilkaset lat
nie zaufa bezkrytycznie proroctwu wygłoszonemu przez starą (bardzo
starą) obłąkaną wiedźmę.
Ariela
szła szybko i oglądała się na wszystkie strony. Starała się
wyczuć wszystkimi zmysłami nadchodzące zło. Jednak mimo całego
swojego doświadczenia nie wyczuła. Nie zdążyła też
wystarczająco szybko zareagować na atak. To coś wypadło z zarośli
nagle. Ona też była szybka. W ułamku sekund splotła zaklęcie
bojowe i rzuciła przed siebie. Nic się nie stało! Zaklęcie
sprawdzone tylekroć - teraz nie zadziałało. W ostatniej chwili
rzuciła inne. Tym zaklęciem urwała głowę magowi Konstantemu pod
Hurim 439 lat temu. Tym razem... Więcej nie zdążyła zrobić.
Wielkie kły przeszyły jej gardło, a macki oplotły ciało. Ariela
umierała wolno i w męczarniach. Nie mogła się poruszyć, gdy
powoli wyciekało z niej życie.
-
Przysłało mnie zgromadzenie Wiedzących - powiedziała Izabella -
masz się stawić przed radą. Nie możesz tu sobie robić co ci się
podoba. Tak bez nadzoru i praktyki.
-
Niby czemu?
-
Pozwól, że one same to wytłumaczą - ruda wzruszyła ramionami -
Mnie się nie chce tłumaczyć. Naprawdę chcesz zadzierać z radą?
Nie warto. Chodź, to się wszystkiego dowiesz. Tylko jedna zasada...
-
Jaka?
-
Nie wolno na radę zabierać chowańców. Niedźwiedź zostaje.
Mojego wilka też zawsze wtedy puszczam do lasu.
Po
kilku godzinach marszu przez las obie młode kobiety wyszły z
pomiędzy drzew. Rozpościerał się przed nimi dość interesujący
widok.
Na
polanie panował spory ruch, wszędzie kręciło się mnóstwo kobiet
w różnym wieku. Jedne wchodziły do drewnianych szałasów, inne z
nich wychodziły. Niektóre gotowały coś w małych lub dużych
kotłach zawieszonych na ogniskami. Pod dużym dębem na lewo stał
drewniany stół, a za nim siedziała kobieta w grubej zielonej
sukni, na oko po czterdziestce. To właśnie tam Izabella
poprowadziła Weronikę.
-
Jest nowa. Miałam ją przyprowadzić...
-
Tak? - siedząca za stołem przyjrzała się uważniej naszej
bohaterce. Potem zaczęło przeszukiwać leżące przed sobą
papiery. Trwało to jakiś czas, wreszcie kobieta podała Weronice
pergamin. Gdy dziewczyna wahała się czy wziąć go do ręki,
zapytała:
-
Umiesz czytać dziecko?
-
Tak - odparła Weronika wyzywająco
-
Dobrze... albo wiesz co... - w jej głosie czuć było wahanie, bo
właśnie sobie coś uświadomiła. Oto chyba miała przed sobą
osobę z proroctwa. Młodą i niedoświadczoną. - Choć ze mną.
Poprowadziła
Weronikę do stojącego na uboczu szałasu. Izabella gdzieś
zniknęła. Kara wskazała ręką niski taboret:
-
Usiądź tutaj
Weronika
usiadła z wahaniem.
-
Czemu jesteś tak spięta i negatywnie nastawiona? Jesteś uczennicą
Hexy?
-
Nie. Nie byłam jej uczennicą. Prawie niczego mnie nie uczyła.
Tylko wykorzystywała na posługi...
-
Czyli nie przekazała ci ani wiedzy ani patentu? W takim razie... -
zawiesiła głos i powiedziała nieco bardziej twardo - jakim prawem
robisz to co robisz?
-
Nie wiedziałam, że trzeba mieć jakieś prawa. Robiłam co robiłam,
by przeżyć!
-
No dobrze...
Kara
spoglądała na nią swoim dziwnym przenikliwym wzrokiem.
-
Nie możesz być sama. Nie możesz zawsze robić tego co chcesz -
powiedziała wolno i spokojnie. Weronika popatrzyła na nią jakoś
dziwnie.
-
Musisz się podporządkować. Uznać, że my ze względu na wiek i
doświadczenie wiemy wiele więcej i wiemy lepiej. No i potrzebujesz
naszej pomocy.
-
A gdzie była wasza pomoc, gdy umarła Hexa?! Gdy nic nie umiałam i
nie wiedziałam i moje życie było zagrożone? - Weronika wypowiadała
słowa wolno i spokojnie, ale dało się słyszeć w jej tonie nutki
gniewu.
-
Zrozum dziecko... Wtedy nic o tobie nie wiedziałyśmy. Hexa była
odszczepieńcem. Nie chciała się podporządkować...
-
Ona nie chciała? To czemu ja mam chcieć?
-
Mamy możliwości przywołania cię do porządku!
-
Taaak! To czemu jej nie przywołałyście?
-
No cóż... Była już stara i nie miało sensu wywoływanie wojny.
Ty jesteś młoda i poskromienie cię nie będzie dla nas trudne.
Choć uwierz mi! Nie o to nam chodzi. Chcemy twojego dobra. Chcemy
pomóc ci się rozwijać. Możemy dużo cię nauczyć.
W
tym momencie do chaty weszła inna czarownica. Na oko w średnim
wieku.
-
Chodźcie na radę. Obie.
Wyszły
z małego szałasu i udały się do wielkiej drewnianej budowli
wzniesionej na środku polany. Wewnątrz czekało już kilkanaście
starych czarownic. Były czymś bardzo poruszone. Na ławach pod
bocznymi ścianami siedziało parę młodszych kobiet, które robiły
wrażenie jeszcze bardziej zdezorientowanych. Była wśród nich
także Izabella. Ona jedna ciągle lekko się uśmiechała i wcale
nie robiła wrażenia zagubionej, jak reszta. Kara zajęła miejsce
za stołem pośród tych starszych, a Weronice wskazano miejsce na
ławie wśród młodszych. Jedna ze starszych kobiet podniosła rękę
uciszając rozlegające się gdzieniegdzie niespokojne szepty.
-
Mamy trudną sytuację - powiedziała w taki sposób, jakby głównie
zwracała się do Weroniki - jesteś tu nowa. Nawet nie dopełniłaś
formalności, a wręcz uważamy, że nie zgłaszając się do nas
wcześniej, dopuściłaś się poważnej przewiny - zawiesiła głos,
ale dziewczyna nie zareagowała - Teraz jednak masz szansę się
wykazać i wstąpić do naszego zgromadzenia. Przymkniemy też oczy
na twoje wcześniejsze niedociągnięcia.
Zamilkła
na chwilę oczekując odpowiedzi. Jednak dziewczyna patrzyła na nią
w milczeniu.
-
Od wieków istnieje pewna sekta. Jej kapłani zbierają przez
stulecia energię, po to by ożywiać potwory. Przemieniają w nie
nowo-narodzone dzieci. Za ich pomocą chcą szkodzić i ludziom i
nam. Chcą wprowadzić terror i przejąć władzę. Obecnie znowu
udało im się wykreować potwora. Ty musisz go znaleźć i zabić.
Pokierujemy cię i pokażemy gdzie iść. Gdy potwór zginie, kapłani
na długie wieki nie będą mieli możliwości nikomu szkodzić. Być
może w tym czasie uda nam się nawet ich wytropić i zgładzić.
-
Dlaczego ja? Czyż nie ma tu lepszych i bardziej doświadczonych?
-
Na ciebie wskazało nasze proroctwo. Najlepiej poradzisz sobie z tym
zadaniem.
Weronika
poczuła, że znalazła się w potrzasku. Wiedziała dobrze, że
właśnie usiłowano ją szantażować. I to w dodatku dość
skutecznie, bo nie miała większego wyboru. Co jej zrobią, gdy
odmówi? Przecież nie może walczyć z wszystkimi czarownicami. Czy
zatem może walczyć z potworem? Co tu jest grane? Czemu chcą, by to
ona poszła? Nikogo innego nie wysłały? Wszystko to było bardzo
podejrzane.
-
Na jaką pomoc w tej sprawie mogę liczyć z waszej strony? -
zapytała bardziej dla formy niż z nadzieją, że ktoś faktycznie
będzie chciał jej pomóc
-
Wskażemy ci drogę i damy do obrony cokolwiek sobie zażyczysz. Czy
teraz pójdziesz się przygotować?
Weronika
wstała bez słowa i wyszła z szałasu. Tak oto została wrobiona w
coś, co mogło się skończyć bardzo źle. Przeszła kawałek i
usiadła na trawie, by przemyśleć całą sytuację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz